Jesień to bez wątpienia najwspanialszy wędkarski czas. Ryby żerują doskonale uzupełniając zapasy tłuszczu przed nadchodzącą zimą. Do tego nad wodą tłoku już raczej nie ma. Sezonowi wędkarze, wędki mają już równo ułożone w szafie a najwytrwalsi polują z reguły na inne, np. drapieżne ryby. Na naszej www znajdziecie materiały gdzie feederem a nawet methodą łowimy nawet zimą. Przy tak stosunkowo ciepłym przełomie października i listopada nie ma co odpuszczać. Ryby nadal jedzą sporo.
Dziś sięgam po W4
Na moje wędkowanie zabrałem pellet od Bestfeeda o nazwie W4. O zapachu tego pelletu pisałem w jednym z materiałów gdzie łowiłem w głębokim łowisku. Możecie wrócić do tego klikając tutaj. Podczas wędkowania oprócz tradycyjnych przynęt użyłem także kulek pop’up i to w nieco większej dziesięciomilimetrowej wersji. Na włos lądowały także waftersy w szerokiej gamie kolorów.
10 mm kulka pop’up – karpie lubią to!
Ranny karpik
Wędkowanie było bardzo przyjemne. W wytypowanych liniach szybko pojawiły się ryby. Najbardziej zależało mi na sprowadzeniu karpi w pole nęcenia a następnie na utrzymaniu ich w łowisku. Niestety pełnołuskie z mojej wody są czujne i płochliwe. Potrafią przepadać po kilku braniach albo znikać na dobre. Chciałem łowić regularnie dlatego po braniu donęcałem łowisko a sam hol starałem się przeprowadzić jak najbardziej sprawnie i przede wszystkim odprowadzać rybę z łowiska najszybciej jak potrafię. Zachowanie ostrożności pomogło bo ryby łowiłem regularnie średnio co 5 – 7 minut. Były to przeważnie karpie pełnołuskie z przyłowami w postaci karasi i lustrzeni.
Karaś srebrzysty na waftersa.
Mały linek na różowego waftersa
Pełnołuska piękność
Jako ciekawostkę dodam, że niemal wszystkie karpie pełnołuskie wybrały 10 milimetrową kulkę a tradycyjne waftersy przyniosły mi przyłowy mieszane. Zaznaczę, że ryb złowiłem bardzo dużo, ale mimo wszystko w pewnym momencie łowisko “zgasło”. Było to najprawdopodobniej spowodowane tym, że w pewnym momencie źle oceniłem ilość ryb w łowisku i podałem zbyt mało towaru. Karpie zjadły pellet i zwyczajnie przepadły. Dopiero gdy łowisko odbudowałem regularnym nęceniem, znowu mogłem cieszyć się dużą ilością brań.
Kolejna porcja łusek!
Lubię takie dni, kiedy nawet po popełnionym błędzie można go jeszcze naprawić i wrócić w odpowiedni rytm łowienia. Najbliższy czas spędzę na polowaniu z klasycznym feederem na leszcze i nie tylko. O tym przeczytacie już wkrótce.
Tekst i foto: Marcin Cieślak