Każdemu czasem zdarza się taki scenariusz, że upragnione od wielu dni łowienie staje pod znakiem zapytania. Przyjeżdżamy na miejsce, a tam wszystko pozajmowane, do łowienia ledwie skrawek wody. Mamy z tej sytuacji trzy wyjścia. Zmieniamy łowisko, wracamy do domu i idziemy spać, lub walczymy i czerpiemy satysfakcję z tego, że jesteśmy nad wodą, a jak będzie, tak będzie.
Tak właśnie wyglądało moje wędkowanie w ostatnią niedzielę. Wakacje rządzą się swoimi prawami. Letni wypoczynek nad wodą cieszy się jeszcze sporym powodzeniem, a ciepłe noce zachęcają do zasiadek miłośników gruntówek, karpiowania etc. Nie zawsze zatem, wyruszając o 5 rano na ulubioną gliniankę możemy być pewni, że “nasze” miejsca będą na nas czekać. Aby nie rzucać na krzyż, mam jakieś 15 metrów na wodę i kilka metrów wzdłuż brzegu na łowienie na tzw. margin method.
Bez zbędnej kombinacji szybko zalewam dwa rodzaje drobnego pelletu i odstawiam na minutę. Do tego na czapeczkę namaczam tym razem ciemną zanętę, którą po namoczeniu przesiewam przed sito. Po kilkunastu minutach mam towar gotowy do wędkowania. Rozrobiłem dwa warianty ciemnej zanęty, w tym jeden to resztki z paczki, na wypadek gdy ryba będzie żerowała jak wściekła i nie będzie wybredna.
Sprawdzony zestaw zanęt i przynęt na to wędkowanie.
Zarzucam na 15 metr trzy podajniki wypełnione miksem, aby zanęcić wstępnie łowisko, plus jeden podajnik na margin. Daje wodzie odpocząć. W tym czasie rozstawiam do końca stanowisko, półkę, wybieram przynęty i porządkuję stanowisko. Nie lubię bałaganu. Na pierwsze ryby nie czekam prawie w ogóle.
Może rozmiar karasi srebrzystych nie jest jeszcze taki, jaki bym chciał, ale zastanawiałem się czy się w ogóle rozkładać, więc już jestem zadowolony. O tej porze roku nie rozkładam siatki i każda ryba od razu ląduje w wodzie. Oczywiści po fotce:) Tymczasem kolejny karaś.
Na 15 metrze mam jeszcze kilka karasi srebrzystych. Widać stado wpadło w zanętę. Selektywny dość duży wafters Kokon od Professa pasuje japońcom.
Łowię, ale próbuję coś zmienić. Kolory nie odstraszają jednak karasi. Te, gdy żerują na pełnej nie wybrzydzają w przynętach. Na grę w kolory jeszcze przyjdzie czas jesienią. Pod koniec pierwszej godziny wędkowania mam dla odmiany przyzwoitego leszczyka.
Chcę sprawdzić co dzieje się blisko brzegu. Glinianki i żwirownie są świetnym polem dla takiego wędkowania, bo już przy brzegu jest dość głęboko i jeśli tylko znajdziemy kancik, czyli koniec opadania burty, tam też można liczyć na wędrujące przy brzegach ryby. Tam rzucam trochę luźnego pelletu w ręki i zarzucam podajnik. O ile “na wodzie” dawałem podajnikowi poleżeć max 6-7 minut, to przy brzegu wydłużyłem ten czas dwukrotnie. Pierwszy efekt to niespodzianka, bo ponad 30 cm garbusek. Piękna ryba.
W drugim rzucie mam lekkie przygięcie szczytówki, ale nie zakończone wyraźnym braniem. Znów rzucam trochę luźnego pelletu i wracam “na wodę”. Tu specjalnie nic się nie dzieje, ale mam dwa delikatne branka. Wracam sprawdzić margin. Niestety tego dnia ni wziąłem kukurydzy, która idealnie się sprawdza w takich warunkach .Również bombka była by świetna. Mam z sobą tylko dwie wędki z metodą, a wszystkie bombki zostały w garażu. Tym razem wyraźnym braniem po 4 minutach popisuje się malutki linek. Jest tak piękny, że mimo rozmiaru robię mu fotkę.
Cudowny mały linek
Niestety pogoda się zmieniła. Pochmurny poranek(nawet chwilę popadało) ustąpił miejsca czystemu niebu i ostremu słońcu, a brania może nie odcięło zupełnie, ale ich intensywność zmalała, a i nie były to już pewne pociągnięcia. Ewidentnie prześwietlona woda zrobiła swoje. Zmiana koloru i rozmiaru przynęt nie wpłynęła na poprawę dynamiki brań. Na szczęście po raz ostatni tego dnia opłacało się zarzucić przy brzegu. Dopiero po 12 minutach, ale wyraźne i wolne wygięcie szczytówki zwiastuje w końcu brani karpia. Po zacięciu nastąpił odjazd i już wiem, że znów miałem farta.
Może nie gigant, ale powalczył. Ot taka wyścigowa trójeczka.
To była ostatnia ryba, którą złowiłem tego dnia. Gdy pomyślę, że miałem odpuścić wędkowanie i zostać w domu, to aż mnie skręca. Złowiłem kilkanaście bardzo fajnych i różnych ryb. w tym kilka z margina, mimo, że nie byłem do niego dobrze przygotowany. Mam wrażenie, że z miejsca, które mi do łowienia na tym brzegu zostało, wyciągnąłem co mogłem i to jest największa satysfakcja.
Tekst i foto: Tomek Sikorski
W razie pytań zapraszam do kontaktu poprzez mój profil na facebooku: Tomek Sikorski Wędkarstwo