Zgodzicie się chyba, że wachlarz przynęt i pelletów dostępny na wędkarskim rynku może powodować zawrót głowy. Pamiętam czas kiedy to „Robin Red” robił niezwykłą furorę, potem rządziły pellety bogate w betainę a ostatnio wyniki robiło „skisłe masło”. Oczywiście nie twierdzę, że tylko te smaki były najlepsze, ale ewidentnie miały swoje przysłowiowe pięć minut. Podejrzewam, że na niektórych łowiskach mają do dziś. Na moich wodach nie mam chyba pewniaka, który zawsze dawałby ryby. W ubiegłym sezonie wydawało mi się, że znalazłem ten jeden jedyny, który nawet kiedy ryby nie żerowały przynosił jakieś pojedyncze sztuki. Był to pellet wątrobowy. W tym sezonie jednak zaliczyłem już wypad, kiedy to „wątroba” nie zadziałała. To chyba najlepszy moment na szukanie czegoś co znów będzie łowne chociaż jeden sezon. O pomoc poprosiłem Pawła.
Dziś na pierwszy ogień idzie guma balonowa od Carpio.
Paweł miał sprawdzić pellety o smaku gumy balonowej. Zapachowo pellet przypomina mieszankę tutti frutti i scopexu, ale z nutą której opisać do końca nie potrafię. Ten specyficzny zapach przypomina nieco gumę balonową Donalds. Ci którzy jeszcze pamiętają ten smak pewnie będą wiedzieć. Młodszym czytelnikom przypomnę, że była kiedyś taka guma do żucia.
Do kuwetki trafił pellet 2mm i 4 m.
Paweł namoczył pellet przez około 20 minut. Po tym czasie nabite towarem podajniki poleciały w kierunku wody. Paweł obrał dwie linie. Pierwszy podajnik wpadał do wody na około 30 metrze, drugi znacznie bliżej bo raptem 20 metrów od brzegu. Pierwsze w łowisku tradycyjnie pojawiły się leszcze. Łowisko słynie z dużej ilości leszczowych średniaków więc wiadomo było, że ciężko będzie wyeliminować brania tego akurat gatunku. Szczególnie, że zdarzało mi się już łowić tutaj leszczyki, które łakomiły się nawet na pellet 12mm.
Orzech tygrysi na wypadek jakby balonówka zawiodła.
Halibutowe kuleczki już się tutaj sprawdziły.
W oczekiwaniu na pierwsze branie.
Takich leszczyków jest w łowisku sporo.
Amator gumy balonowej
Jeszcze grubo przed południem wyszło odrobinę słońca ale zerwał się przenikliwy i zimny wiatr. Ten nadchodzący zimny front na dobrą godzinkę zupełnie „zabił” łowisko. Nie brało zupełnie nic. Dopiero po tym czasie Paweł doczekał się brania. Ryba powoli i majestatycznie chciała zabrać kij. Tak biorą tutejsze karpie. Pierwszy karpik nie był duży ale połakomił się, a jakże – na gumę balonową. Drugi podobnej wielkości artysta wziął dosłownie bo kolejnych kilku minutach. Po około kwadransie Paweł doczekał się kolejnego brania, ale ryba zaparkowała w zaczepach, które są pozostałością zatopionego starego pomostu. Ta ryba trochę buszowała i przez moment brania ucichły, ale końcówka wędkowania znów przyniosła brania leszczowe i karpiowe. Stan ten nie zmienił się już do końca wędkowania.
Pierwszy sprawdzian gumy balonowej wypadł bardzo pozytywnie. W połowie sezonu jeśli oczywiście będzie można wędkować i pandemia się skończy sprawdzę łowność tego smaku.
Wodom cześć.
Tekst i foto: Marcin Cieślak