Połowa marca już prawie za nami. Optymistycznie nastawiony jechałem na trening, który umówiłem z zawodnikiem błońskiej “dziewiątki” Michałem Kierzkowskim. O wynikach Michała można przeczytać np tutaj.
Nad wodą spotkaliśmy się przed godziną ósmą. Po krótkich ustaleniach, jak łowimy mogliśmy zabrać się za rozstawianie sprzętu. Ustaliliśmy,że trenujemy na prostce, gdzie zawsze ulokowany jest jeden z sektorów. Uzgodniliśmy też, że od początku dajemy samego jokersa w różnym stopniu doklejenia i frakcji. Ja swoje 250 ml “mięsa” wymieszałem z czterema kilogramami ziemi, a Michał z dwoma. Różnicę miała zrobić także zanęta spożywcza. Obaj próbowaliśmy wariant black z serii Sensasa. Ja wersję “etang” , a Michał “gardons” . Wszystko podaliśmy na 11 metr, aby nie męczyć się z nasilającym się wiatrem. Oczywiście część mieszanki podaliśmy z podajnika.
Zestawy Michała.
Kubkujemy…
Nasze mieszanki .
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
Na samym początku w moją zanętę weszło kilka mikro okoni, które łapczywie pożerały ochotkę. Michał natomiast zaczął odławiać małą i średnią płotkę, a po jakimś czasie do jego stołu przyszły karasie srebrzyste.
Dwa z nich udało się wyjąć na cieniutkiej gumie. Potem coś stanęło i ryby w stanowisku mojego kompana przepadły na dobre. Zaznaczę tylko że Michał łowił bardzo cienko na przyponie 0,06mm, używając małych haków nr 22. Nie pomogło też precyzyjne donęcanie z kubka. Nie pierwszy raz obserwujemy fakt, że w tak trudnych warunkach ryba jest strasznie płochliwa i nawet podawanie zanęty z podajnika ją płoszy.
Kubkowanie
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………….
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
U mnie od początku zapowiadało się ciężko. Oprócz wspomnianych okoni, dobrą godzinę siedziałem bez ryb. Najpierw kombinowałem z odchudzaniem zestawów. Na końcu moich topów pojawiły się ultracienkie przypony i mikro haki w granicach 20 i 22. To jednak podobnie jak u Michała nie pomagało. Co prawda zaczęły trafiać się pierwsze płotki, ale widać było że rybom coś nie pasuje. Po jednym z brań guma wyjechała dość mocno i zanotowałem obcinkę. Zmuszony panującymi warunkami podałem resztę “towaru” na trzynasty metr. Dalej musiało być lepiej. Jak powszechnie wiadomo ryba na glinkach zawsze pewniej bierze dalej od brzegu. W końcu coś zacząłem łowić. Złowiłem dwa karasie i trochę płotek. Michał zakończył łapanie niemal identycznym rezultatem z dwoma “japońcami” na koncie. Te ryby dały nam sporą frajdę bo były naprawdę mocno wypracowane.
Jeden z wypracowanych karasi.
a także ryba Michała.
Powodem naszych dość “bladych” wyników było, na pewno przenikliwe zimno i wschodni wiatr. Wszak jak głosi porzekadło : “wiatr ze wschodu – ryba chodu”!
Do następnego.
Tekst i foto: Marcin Cieślak
Foto: Paweł Cieślak, Piotr Cieślak, Michał Kierzkowski, Mateusz Wojacik