Rzeczny feeder chodził za mną od dłuższego czasu. Tym razem odpuściłem polowanie na przydomowe leszcze, a zapuściłem się w nieznane. Nieznane, bo o miejscu oddalonym dobre 50km od domu niewiele wiedziałem. Koledzy, którzy tu wędkują podpowiedzieli tylko, że Wisła w tym miejscu jest dość płytka, uregulowana a uciąg gna na ponad 100 gram. Dla mnie jednak ważniejsza była logistyka. To nieliczne miejsce na mazowieckiej Wiśle, gdzie dojazd jest wręcz wspaniały drogą asfaltową nad samą wodę! Dość mam w tym sezonie dźwigania gratów przez chaszcze, gdzie wjedzie tylko amfibia, lub tłuczenia samochodu po dołach i wybojach rodem z rajdu Dakar. Tym razem chciałem tego uniknąć.
Oto jaki widok zastałem po dojechaniu nad wodę. Wznoszące się mgły przypominają o jesieni.
Po dojechaniu na miejsce zauważyłem, że miejsca jest w bród. Mnóstwo oczek i tylko nieliczni schowani w przybrzeżnych krzakach wędkarze. Mogłem więc wytypować wstępnie najlepsze miejsce. Usiadłem za małą ostrogą przez którą przelewała się woda jakieś 30-40 metrów. Nurt był tu ciut słabszy, ale spławy ryb utwierdzały mnie, że w tym miejscu na pewno coś żyje.
Wanilia i Leszcz od Profess
Melasę najlepiej rozcieńczyć w wodzie, następnie takim roztworem nawilżyć zanętę.
Zanęta jaka trafiła do moich wiader to waniliowa Optima oraz mieszanka leszczowa od Profess. Często stosuję te zanęty na rzecznych eskapadach. Wanilia była w mojej ocenie smakiem dość uniwersalnym a leszczowa zanęta miała za zadanie nieco ją przyciemnić i złamać słodkim smakiem bremesa. Całość tradycyjnie zmelasowałem i dodałem pieczywko fluo. 200 ml mrożonej pinki i 100 ml mrożonego białego robaka stanowiło wkładkę mięsną. Miałem też czerwone robaki, które podczas wędkowania siekałem i dodawałem do mieszanki.
Pęczek czerwonych robaków to dobra przynęta.
Okonie nie gardziły czerwonymi robakami
Na start założyłem koszyczki 60 i 70 gramowe. Sześćdziesiątka była jednak zbyt lekka i w mojej ocenie nurt zbyt szybko przetaczał ją po dnie. Po zmianie na karmnik 80 gramowy wszystko grało idealnie. Na początku ryby zupełnie ignorowały białe robaki i pinki. Czerwone gnojaki i dendrobeny przynosiły jednak pierwsze pstryki mocniejsze przygięcia. Dość szybko zacząłem łowić okonie, krąpie, małe jazie i kleniki. Im bardziej zwiększałem kaliber przynęt tym większe ryby meldowały się na brzegu. Leszczyki były małe, ale towarzyszące im certy już całkiem sympatyczne.
Jak widać, w tym miejscu Wisła jest ogromna.
Leszczyki to raczej przedszkolaki, ale nie grymasiłem
Certa wybrała pęczek czerwonych robaków. Wspaniała i waleczna ryba!
Mimo, że okazów nie było, duża ilość brań wynagrodziła ranne wstawanie. Na pewno jeszcze tu wrócę i sprawdzę inne okoliczne miejsca, wszak do wszystkich miejscówek prowadzi świetna droga a auto stoi za plecami. Do następnego!
Wyniki
Tekst i foto: Marcin Cieślak