Ostatnie Otwarte Zawody w tym sezonie rozegraliśmy dzień po Pucharze Prezesa. Nie często tak jest, że jedną imprezę można potraktować jako potężny trening przed drugą. Tak było jednak tym razem. Oczywiście przede wszystkim wśród tych wędkarzy, którzy dzień wcześniej nie połowili specjalnie, ale wyciągnęli z tego wnioski.
Na starcie stanęło 22 zawodników. Co prawda skład różnił się delikatnie od tego z soboty, ale większość wędkarzy, którzy uczestniczyli w Pucharze Prezesa ponownie spotkało się nad Stawem Walczewskiego.
Losowanie i odprawa przebiegły równie sprawnie co poprzedniego dnia. Znów łowiliśmy w oparciu o RAPR.
Część zawodników liczyła na niskie numerki, z nadzieją, że połowią podobnie jak zwycięzca sobotniego Pucharu Prezesa, Marcin Kulis. Nie wszyscy (w tym i niżej podpisany) wierzyli jednak, że karpie wpuszczone na Walczewskiego będą wciąż żerować!? Gdy aura dopisze objedzone ryby lubią korzystać z ostatnich już promieni słońca, wygrzewając się często na środku akwenu i nie żerując. Tak mogło być i tym razem bo pogoda ponownie nas rozpieszczała.
Na brzegu z najniższymi numerkami wylosował swoje stanowisko Łukasz Matusiak.
Zaraz obok, jeden z faworytów do zwycięstwa, Mariusz Wojarnik, który rzadko zalicza wpadki na tym łowisku.
W tej części akwenu łowił jeszcze Zenon Czarnecki, który zrobił ostatnio spore postępy.
Tym razem wylosowałem stanowisko na przeciwległym brzegu do ulicy Nadarzyńskiej. Dzień wcześniej nie było tam dobrych wyników, ale na tym akwenie nie ma reguły, a powalczyć da się z prawie każdego miejsca.
Obok mnie z lewej strony łowił Tomasz Pogorzelec. Powtórzyła się więc sytuacja dokładnie z 3 edycji Otwartych Zawodów. Wtedy Tomek pokonał mnie leszczami. Wiedziałem więc, że łatwo nie będzie, a bliskość naszych stanowisk dawała niemal pewność, że będziemy sobie zabierać rybę i trzeba być bardzo czujnym:)
Po prawej stronie, na schodkach łowił Stanisław Bladowski. Trzeba przyznać, że to jedno z gorszych miejsc na łowisku. Szczególnie w momencie gdy obowiązuje nas RAPR, a to jedno z ulubionych siedlisk wzdręgi – oczywiście niewymiarowej. Na szczęście w tym dniu wzdręga nie była częstym gosciem na hakach. Z tego co widziałem godnym następcą niewymiarowej krasnopiórki w łowisku Staśka był z kolei mały okoń, który buszował także u mnie przez pewien czas. Dodajmy, że z punktu widzenia zawodnika, to czas oczywiście stracony, bo bez punktów.
Wśród faworytów do zwycięstwa zawsze są Ci dwaj Panowie, Czyli Przemek Jakubiak i Michał Godlewski.
Ciekawostką tych zawodów był z pewnością start dwóch Grzegorzów Zielińskich:) Zbieg okoliczności wśród tak małej przecież społeczności wędkarzy startujących u nas w zawodach to naprawdę ciekawa sytuacja. Dodatkowo Panowie nie są ze sobą spokrewnieni;)
Grzegorz Zieliński(1)
i dla odmiany Grzegorz Zieliński:) (2), triumfator wraz ze Sławkiem Domańskim ostatnich zawodów rodzinnych.
Wśród niewielu gości spoza naszej 11- tki do rywalizacji przystąpił także kolega z Błonia, Marek Piórkowski. Sympatyczny zawodnik miał wielki apetyt na pojedynki z silnymi karpiami wpuszczonymi na Walczewskiego.
Punktualnie o 9.30 rozpoczęliśmy łowienie. Od początku zawodów w moim łowisku królowała mała płotka. Łowiący obok Tomasz Pogorzelec ryby odławiał rzadziej, ale większe sztuki. Nie było wesoło, bo postawiłem wszystko na tyczkę nie rozkładając nawet batów. Odławianie takiej drobnicy z tyczki z pewnością nie mogło mi przynieść satysfakcji, nie mówiąc o końcowym efekcie. Mieszankę przygotowałem podobną do poprzedniego dnia. W sobotę wchodziły w nią leszczyki za około 400 – 500 punktów, więc póki co odławiałem drobnicę z nadzieją, że leszcze pojawią się w końcu w moim łowisku. W zasięgu mojego wzroku, bo dwa stanowiska dalej Krzysiek Schabek choć z rozłożoną tyczką, łowił białą rybę niemal pod nogami. Łowił niezłe płotki, bo często wyjeżdżał podbierakiem.
Zastanawiałem się czy nie postąpić podobnie i łowić topem blisko brzegu, ale po kilkunastu minutach odławiania żyletek coś zaczęło się dziać pod tyczką. Zamiast leszczy pojawiły się wprawdzie niewielkie, ale wymiarowe liny, które pozwoliły budować w miarę szybko wagę.
Wiadomo, że świeżo wpuszczona ryba chodzi stadami i teraz trzeba było utrzymać ją w łowisku regularnie donęcając. Tymbardziej, że sąsiad łowiący z lewej również wstrzelił sie w zielone prosiaczki. Przez dłuższy czas łowiliśmy sztuka za sztukę. Zachowywałem co prawda przewagę liczbową, ale ryby łowiliśmy różnych rozmiarów, dodatkowo przewaga mojego sąsiada w wielkości wcześniej poławianej płoci nie dawała pewności co do pokonania boku. Dodatkowo doszły nas wieści, że na stanowisku nr 2 do leszczy dobrał się Mariusz Wojarnik.
Na naszym brzegu skutecznie punktował Sylwester Wojacik.
Dokładnie na przeciwko co chwila błyszczała w słońcu płoć, odławiana regularnie przez Przemka Jakubiaka.
Wiadomo więc było, że pomimo odławiania linków nie można być pewnym dobrego wyniku bo ryby brały niewielkie i nie co wstaw, ale przeważnie sprowokowane do brania co jakiś czas. Wiadomo było, że w zanęcie są, bo nawet zmiana przynęty i chęć trafienia mniejszej ale regularnie łowionej ryby spełzała na niczym. Łowisko opanowały linki, które jednak nie pobierały przynęty tak łapczywie jakby można było się spodziewać. Co ciekawe, nie ważna była grubość przyponu czy wielkość haka,a prezentacja przynęty i jej ruch. Dobrze, że brały, bo osoby które nastawiły się na karpie musiały tym razem przełknąć gorycz porażki. Cyprinusy spławiały się na środku zbiornika, zażywając ostatnich kąpieli słonecznych po sobotnim obżarstwie. Dla mnie była to dobra wiadomość:)
Nie wszyscy jednak cieszyli się z tego, że karp nie żerował. Dzień wcześniej taktyka ”na grubo” sprawdziła się Marcinowi Modrzejewskiemu w 100% . W niedzielę już nie, ale zawodnik nie tracił dobrego humoru:)
Także świetnie łowiący Michał Godlewski, który próbował dobrać się z do ryb z matcha, musiał dać za wygraną.
Zwycięzca z poprzedniego dnia, Marcin Kulis także kombinował na wszelkie sposoby żeby przekonać do brania karpie.
Po 4 godzinach przyszła pora na sprawdzenie co tam komu w siatce piszczy.
Mój wynik to 4080 i już w tym momencie było wiadomo, że to drugi rezultat. Pierwszy i o 20 gram wyższy uzyskał Mariusz Wojarnik:).
Miałem nadzieję, że uda się znaleźć w pierwszej szóstce i zakończyć sezon w Grodzisku z punktowanym miejscem. Mój sąsiad z lewej z którym prowadziłem bezpośredni pojedynek wyciągnął z wody o ponad pół kilo mniej.
Chwilę później okazało się, że z pudła zepchnął go Sylwester Wojacik.
Na radość trzeba było czekać jednak do końca ważenia, bo jeszcze co najmniej kilka osób mogło zmienić kolejność w czołówce.
Do końca ważenia w pierwszej trójce już nic się nie zmieniło i mogłem cieszyć się z 2 miejsca na koniec sezonu zawodów rozgrywanych na naszych grodziskich wodach. Niedosyt towarzyszył mi przez chwilę, bo zawsze pojawia się w sytuacji gdy zwycięstwo przeszło bokiem o 20 gram:). Pretensje mogę mieć jedynie do siebie, bo ostanie pół godziny zawodów troszkę zawaliłem. Wnioski z popełnionych błędów wyciągnąłem, mam nadzieję, że zaprocentują w przyszłym sezonie.
Pierwsza 6 zawodów i sędziowie.
Pełne wyniki końcowe.
To były ostatnie zawody tegorocznego cyklu. Po 5 kolejkach w tabeli zaszły znów znaczące zmiany. Zwyciężył Sylwester Wojacik, który czy były sektory czy ich nie było łowił najrówniej. Najsłabsza jego pozycja w zawodach po odliczeniu jednego najgorszego startu to miejsce 5, a najlepsza 3. Pozostali zawodnicy pomimo tego, że wygrywali zawody, lub swoje sektory, zaliczyli jednak więcej wpadek podczas swoich występów. Na pozycjach 2,3 i 4 znaleźli się wędkarze z taką samą liczba punktów, a o kolejności zdecydowała suma wag z 4 liczonych startów. Klasyfikacja końcowa z różnych powodów może nie być do końca wymierna( 2 pierwsze imprezy z podziałem na sektory, 3 kolejne już bez). Publikuję pierwszą 10, bo wielu kolegów po prostu zaliczyło starty pojedyncze. W cyklu wzięło udział w sumie 31 wędkarzy.
Tak jak pozwoliłem sobie powiedzieć podczas ostatnich zawodów pomimo tego, że nie ustrzegliśmy się organizacyjnych wpadek, zmian regulaminu, czy małych nieporozumień, to wędkarze walczyli na takich zasadach jakie im zaproponowano i należą się wszystkim zawodnikom podziękowania za sportową postawę. Chcę też podkreślić, że w mojej opinii tak ubiegłoroczny jak i właśnie zakończony cykl miał bardzo duży wpływ na rozwój spławika w naszym kole.
WSZYSTKIM ZAANGAŻOWANYM W POWSTANIE ZAWODÓW DZIĘKUJĘ.
Na koniec jeszcze podziękowania dla:
Marcina Modrzejewskiego, za zdjęcia (Marcin przez dwa dni wyrywał się żeby zrobić zdjęcia)oraz Zenona Czarneckiego i Marcina Cieślaka również za zdjęcia. Jak widać dzięki pomocy kolegów relacja jest zdecydowanie bogatsza w fotografie niż ta z dnia poprzedniego i z pewnością będzie dla nas wszystkich fajną pamiątką z tych zawodów, do której pewnie będziemy wracać:).
Tekst i foto :Tomasz ”sircula”Sikorski
foto: Marcin Modrzejewski, Zenon Czarnecki i Marcin Cieślak.