ZAWODY

KANAŁOWA LEKCJA.

                     W tym roku Kanał  Żerański obfituje w leszcze. Duże bremesy nie zawsze jednak dają się kusić z tak zwanego marszu.  Aby dobrać się do grubych leszczy, nad wodą trzeba być skoro świt. Ze względu na porę wyjazdu na łowisko, moje nastawienie na wynik nie było raczej optymistyczne. Upalne popołudnie to chyba nienajlepszy czas na kanałowe ryby. Nie zawsze jednak jest możliwość wczesnego stawienia się nad wodą, dlatego jeśli się nie ma czego się lubi, to się lubi co się ma. W myśl tej reguły przybyłem więc nad królewską wodę na wysokości warszawskiej Kobiałki. Bez żadnej kombinacji od razu zdecydowałem się, że ryb będę szukał na pełnej długości tyczki. Darowałem sobie podawanie zanęty na pierwszy kant, czy jedenasty metr. Po cichu liczyłem, że jeszcze jakiś ostatni leszczyk skusi się na moją przynętę.

Kanał Żerański na wysokości warszawskiej Kobiałki.

Do kotła powędrowało 8 litrów gliny stanowiącej mieszankę Argile, Double leam i glinę Competition od Gliny Natura. Do tego 250 ml polskiego dżokersa. Jako, że kanał płynął w stronę stolicy mieszankę podkleiłem Liant a collerem. Na donęcanie kubkiem zostawiłem około litr Argile z taką samą ilością gliny Competition wymieszanych z collerem i 200 ml dżokersa. Tym razem zrezygnowałem z arystokratycznych mieszanek zanętowych. Płociową zanętę GoldFish wymieszałem z gliną zupełnie rezygnując z dopalaczy i atraktorów.  Szczypta pinki była jedynymi „cukierkami” jakie trafiły do zanęty. Dodam tylko, że płociowa zanęta od „złotej rybki” pachnie mleczną czekoladą. Jeśli leszczy nie będzie płocie, których w kanale pod dostatkiem nie powinny więc grymasić.

 

W tym dniu postawiłem na mieszankę glin od Gliny Natura.

Płociowa zanęta od Goldfish pachnie mleczną czekoladą.

 

Kule na wstępne nęcenie oraz kuleczka z dżokersem wielkości kurzego jajka do donęcania kubkiem.

Na wstępne nęcenie przygotowałem 8 kul z gliną i dwie ze spożywką. Brania pojawiły się po dziesięciu minutach. Ku mojemu zdziwieniu w zanętę płociową pierwszy wszedł leszczyk, potem następny. Leszczyki nie były duże, ale na początku spodziewałem się innych ryb. Kolejne minuty obfitowały w małe okonie.  Okoniowe brania nie zdążyły się  na dobre rozkręcić kiedy do podwodnej stołówki przypłynęły płotki i płocie. Jedno z kolejnych delikatnych brań kwituje zbyt delikatnym zacięciem. Guma wyjeżdża w najlepsze i wiem, że na końcu siedzi duży leszcz. Ryba wypływa do powierzchni i spina się w łowisku…. Tak, nie ma takich ryb, które przepłynęłyby obok takiego zdarzenia obojętnie. Żegnajcie leszcze. Na nic donęcanie kubkiem, czy sypanie kastera w glinie. W podwodnej stołówce zostały już tylko płocie. Mimo, iż ponad godzinę poświęciłem jeszcze łowiąc z przegruntowanym przyponem, jeśli następowało branie, na haku wisiała smętna płotka.  Niestety ten błąd zaprzepaścił moje szanse na dobry leszczowy rezultat. Na pocieszenie dodam, że kanałowe płocie dały się doskonale łowić i mimo średnich rozmiarów chętnie pobierały ochotkę i wchodziły w zanętę.

Spięcie dużego leszcza w łowisku nie wróży nic dobrego.

 

Odławianie płotek.

To była dobra kanałowa lekcja. Połamania.

Moje rybcie..

Tekst i foto: Marcin Cieślak

Foto: Marzena Lemańska

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress