Pierwsze klubowe zawody portalu moczykije.net za nami. Tym razem postanowiliśmy się spotkać we własnym gronie. W takim jakim przeważnie jeździmy na ryby. Miało być przyjemnie i wesoło, ale nie wyklucza to przecież nutki rywalizacji. Zawody to nietypowe także z tego powodu, że rozegraliśmy je w środku tygodnia, a rozpoczęliśmy w samo południe.
Szczęście nam dopisywało, bo pogoda w połowie września iście letnia, ale bez przegięć. Kurtki i bluzy zostały w samochodach, a my nałykaliśmy się witaminy D i świeżego powietrza:) Na szczęście niewielkie łowisko komercyjne w województwie łódzkim, które wybraliśmy na miejsce spotkania pozwoliło też na połowienie ryb. Zawody podzieliliśmy na dwie tury po 2,5 godziny. Chodziło tylko o to, żeby nie przetrzymywać dużej ilości ryb w siatkach. Po zakończeniu pierwszej części zważyliśmy zdobycze, chwila odpoczynku i wracamy do wędkowania na tych samych stanowiskach.
Wylosowałem miejscówkę na brzegu razem z Kubą i Marcinem
Marcin Cieślak
Kuba Jasztal
Pięciu zawodników ulokowanych zostało po obu stronach jednego ze stawów. Tak, że wszyscy mieli dobre miejsca, nie było faworyzowanych otworków, zamków. Piotrek i Maciek wylosowali brzeg przeciwny.
Piotrek Leleniak
Maciek Walecki
Aby urozmaicić rywalizację, każdy z zawodników wylosował pakiet pelletu i zanęty od firmy Profess.
Wylosowany pellet miał posłużyć do wędkowania, a zanęta nie była już obowiązkowa(każdy mógł użyć swojej ulubionej).
Mój towar! Pellet czarny Halibut i zanęta z serii Ready o aromacie Wanilia, kukurydza, konopie. Dobry zestaw.
Przynęty każdy ogarniał we własnym zakresie. Ja wziąłem chyba całą torbę słoiczków z waftersami, dumbelsami, kulkami i pelletami. To była moja druga wizyta na łowisku, więc nie wiedziałem co tego dnia rybom będzie pasować.
Punktualnie o 12 zaczeliśmy wędkowanie. Pierwsze dziesięć minut to wymarzone dla mnie rozpoczęcie, bo po silnym braniu i szybkim holu wyjmuję ok 3 kilogramowego amura.
Reszta zawodników też ma niezły początek. Padają pojedyńcze karpiki. Jak to bywa na takich zawodach, kluczowe jest dobranie koloru, aromatu, który danego dnia pasuje rybom. Tu niestety miałem problem, a złowiony amur wprowadził mnie w błąd, bo zbyt długo trwałem przy kolorze na który go złowiłem. Pierwszą godzinę, czyli prawie połowę tury przesiedziałem z dwoma rybami. Pomimo tego, że towar działał i ryby kręciły się przy podajniku, o czym świadczyła masa obcierek, to pewnie pobrać “amurowej” przynęty nie chciały. Dobrze łowił Piotrek Leleniak i Marcin Cieślak, którzy odskakiwali kolejnymi rybami. Także Kuba debiutujący methodowych zawodach radził sobie nienajgorzej.
Po przetestowaniu kilku wariantów, w końcu kolejny testowany przeze mnie okazał się skuteczny. Zamiast kilkuminutowych obcierek w łowisku, doprowadzających do szewskiej pasji, szczególnie gdy koledzy obok holują kolejne karpiszony. Ryby zaczęły porządnie zabierać wędkę i mogłem nadrabiać straty. Takie towarzyskie zawody to świetna okazja, do treningu szybkiego holu, który na poważnych imprezach może być kluczowy, gdy ryb jest dużo. Straciłem kilka rybek, które za szybko chciałem wprowadzić do podbieraka z resztą u innych było podobnie. Po 2,5 godzinach przyszedł czas na pierwsze ważenia.
U mnie waga pokazuje 18,780 kg i jestem drugi
Kuba Jasztal złowił 6210 gr
Marcin Cieślak po pierwszym ważeniu jest trzeci z wynikiem 13,200 kg
I Turę wygrywa Piotrek Leleniak z wynikiem 19,500 kg
Maciek popełnił kilka błędów i wyłowił z wody tylko 3 kg, ale jest jeszcze 2 tura!
Rożnice między pierwszą trójką nie były zbyt wielkie. Było o co walczyć. Do Piotrka Leleniaka, który połwił najlepiej miałem tylko kilogram straty. Jedna ryba. Trzeci po pierwsze turze Marcin tracił do mnie 6,5 kilo i wydawało sie to bezpieczną przewagą.Oczywiście jeśli utrzymam formę z końcówki tury. Kuba Jasztal i Maciek Walecki też nie zamierzali odpuszczać. Wiadomo, że w takim łowisku złowienie 1-2 ryb bonusowych zmienia układ sił.
Początek drugiej tury, to koncertowe łowienie wszystkich. Po trzy ryby mieliśmy praktycznie w pierwszy kwadrans. Potem brania odcieło. Znów pojawiło się kombinowanie z przynętami. Nie było lekko. Na lidera tej tury wychodził Marcin, który najszybciej odczarował łowisko i znów zaczął łowić. Ja znów goniłem. Nie znałem jeszcze tego łowiska, bo byłem wcześniej tu tylko raz i nie miałem okazji dobrze poznać upodobań miejscowych ryb. Wiadomo było, że towar do podajnika tu specjalnego znaczenia nie ma, natomiast przynęta to klucz. Po pięknej walce Marcin wygrywa 2 turę.
Marcin jako jedyny przekroczył tego dnia 20 kilo w 2,5 godziny
Marcin tym razem utrzymał przewagę 3 ryb. Z racji tego, że w tej odsłonie łowił większe karpie niż w pierwszej, a ja odwrotnie, to nie dość, że straty odrobił, to jeszcze kilogram zapasu pozwolił mu cieszyć się z drugiego miejsca na pudle. Ja zadowolić musiałem się brązem. Co ciekawe, Marcin złowił tego samego karpia pełnołuskiego ze specyficznie zdeformowaną płetwą grzbietową, którego ja złowiłem będąc tam pierwszy raz z synem:)
Ilościowo nie było źle, łowiłem natomiast mniejsze ryby, co zaowocowało stratą 2 miejsca po pierwszej turze
Piotrek uzyskał niemal idenyczny wynik w tym rozdaniu co w pierwszej turze, łowił najrowniej i umocnił się na pozycji lidera. zawodów.
Piotrek łowi 19,300 i wygrywa zawody, a Maciej w 2 turze pokonuje Kubę i wychodzi na 4 miejsce
Maciek Walecki w drugiej odsłonie odpalił przysłowiową petardę i z duża ilosćia ryb i wagą ponad 12 kilogramów wyprzedził o włos Kubę i to on zajął miejsce tuż za podium. Najważniejsza była jedna dobra zabawa i porządny trening na dużych rybach. To z pewnością będzie procentowało w następnych pojedynkach.
Pamiątkowe pucharki
Pierwsza trójka naszych małych zawodów
To było świetne spotkanie. Dopisało wszystko. Towarzystwo, pogoda, humory, ryby. Czego chcieć więcej. Wręczyliśmy pamiątkowe trofea, pogadaliśmy i pora do domu, bo robiło się już ciemno.
Tekst:Tomek Sikorski
Foto: Tomek Sikorski, Marcin CIeślak, Piotrek Leleniak