Tomek Iwanowski – wielokrotny drużynowy mistrz i vice mistrz Polski, zwycięzca Colmic Cup, członek kadry narodowej, znakomity wędkarz, wirtuoz spławika, świetny kolega, producent zanęt. Superlatyw na pewno można by wypisać więcej, ale nas nad wodę przygnało właśnie to ostatnie. Zanęty Stynka! Już sama możliwość wędkowania z tak znakomitym i doświadczonym zawodnikiem była dla nas powodem do dumy i dużym wyróżnieniem. Mimo bogatej kariery i ogromnego wędkarskiego stażu Tomek okazał się sympatyczną osobowością, która nie ma tajemnic przed Moczykijami.
Mogliśmy przyjrzeć się nie tylko temu jak Tomek przygotowuje się do łowienia, ale podpatrzeć zestawy, przygotowanie zanęty, stanowiska i inne wędkarskie przysłowiowe „myki”. Nie było też pytania, które pozostałoby bez echa. Nasz mistrz chętnie dzielił się wszystkim i przekazywał cenne wskazówki. Nad wodą spotkaliśmy się w celu wspólnego wędkowania i dokonania testu produktów firmy STYNKA!
Miejsce naszego wędkowania … Rzeka Narew
Do naszego testu wybraliśmy specjalny odcinek Narwi z uciągiem około 15 gram, nieuregulowaną linią brzegową oraz sporą populacją średniej ryby. Miało być dziko, a zarazem przyjemnie! Przyznam szczerze, że goszcząc Tomka mieliśmy wiele obaw jak wypadną jego mieszanki i komponenty na tle innych marek. Miejsce mimo, iż bogate w rybę w przypadku podawania do wody „byle czego” bywa kapryśne i zamienia się w tak zwaną „studnię” . Chciał nie chciał testowaną „Stynkę” czekało nie lada wyzwanie i sprawdzian radzenia sobie w takich warunkach.
Już na pierwszy rzut oka zanęty wyglądały wspaniale. Opakowanie jest mocne i pewne co jest gwarantem, że w środku nie znajdziemy nic „zwietrzałego”. Mimo to przez zamknięte paczki nasze nosy wyczuwały zapachy specyficzne dla różnych rybich gatunków: kolendrę, karmel, wanilię czy czekoladę. Dodatki też zapowiadały się imponująco. Naszą uwagę zwróciło pieczywko fluo, które często sprawdza się na tym łowisku.
Tak wygląda prezentacja STYNKOWYCH wabików.
Widome było, że leszcze są jeszcze na tarle, dlatego skupiliśmy się na krąpiach i płociach. Te ostatnie miały być ewentualnym przyłowem. W ramach naszego testu postanowiliśmy wypróbować różne warianty. Nasz gość do 8 kilogramów gliny wiążącej dodał 3 kilogramy zanęty leszczowej o wspaniałym aromacie karmelu. Wszystko zostało podzielone na odpowiednie frakcje i odpowiednio sklejone. Okrasą były martwe, białe robaki i około 150 gram dżokersa. Od razu zaznaczę, iż w bogatej propozycji firmy Stynka znajdziemy również gliny, kleje oraz inne dodatkowe komponenty potrzebne do rzecznego łowienia. Z dokładną ofertą zapoznacie się klikając TUTAJ. Na wstępne nęcenie Tomek ulepił 15 dużych kul, które podał z ręki oraz trzy kule do kubka.
Oko naszej kamery śledziło każdy ruch Tomka..
Takie kule lepił Tomasz na wstępne nęcenie
Mój wariant był nieco inny. Jako, że siedziałem wyżej od Tomka nie mogłem sobie pozwolić na „rozluźnienie” zanęty. W innym przypadku mój, zbyt szybko rozmyty „towar” mógłby skutecznie wygonić ryby z łowiska. Nie chcąc ryzykować postanowiłem wymieszać 10 kilogramów gliny z 3 kilogramami zanęty. Postawiłem na zapachy czekoladowe z nutą karmelu, dlatego dwie zanęty płociowe i jedna leszczowa powędrowały do mojego kotła. Całość skleiłem kilogramem kleju do glin. Mięsnymi dodatkami były mrożone białe i pinka. Na donęcanie przygotowałem glinę z zanętą płociową i 150 gramami dżokersa.
Drugi, z naszych „moczykijowych” testerów Tomasz Sikorski oprócz zanęt leszczowych testował też bazę zanętową. Stosunek glin w mieszance i robactwa był bardzo zbliżony. Mięsną okrasę uzupełniał sklejony w glinie dżokers. „Stynkowa” baza zanętowa to ciekawa propozycja dla wędkarzy, którzy lubią modyfikować swoje zanęty lub komponować je od podstaw. Dodam tylko, że baza pachnie …. wanilią, co było dla nas dużym pozytywnym zaskoczeniem !
Nasze spotkanie nie miało charakteru zawodniczego. Mieliśmy po prostu łowić i testować, testować i łowić! Nasz zacny gość łowienie rozpoczął jako pierwszy. Od razu było widać, że mieszanka „smakuje” rybom, ponieważ już w pierwszym wstawieniu było branie. Po około 30 minutach mistrz miał już „ustawione” ryby w łowisku. Niemal każdy wstaw kończył się przytopieniem antenki spławika. Skoro o tym mowa, podkreślę że Tomek łowił na własnoręcznie zrobione lizaki, ze specjalnie przystosowanymi i skróconymi antenami do łowienia krąpi w tempo. Wykonaniem nie powstydziliby się nawet najzagorzalsi rękodzielnicy.
Te pudełko ma już swoją historię ! Widnieją na nim autografy takich gwiazd jak Will Raison czy Alan Scotthorne
Dbałość o każdy detal . To wyróżnia najlepszych !
Rzeczny arsenał Tomka Iwanowskiego
Wracając do tematu zanęt warto dodać, że spożywki od „Stynki” posiadają bogatą różnorodność odpowiednich składników. W zanęcie leszczowej bez problemu znajdziemy pieczywko czy biszkopt. Bez trudu w zanęcie płociowej zauważymy też prażone konopie. Przykładów takich mógłbym wymieniać wiele…. Ale prawdziwą rewelacją jest jednak zapach! Zauważyliśmy, że zanęty Stynka są jednymi z nielicznych na rynku, które po namoczeniu i wymieszaniu z gliną nie tracą aromatu. Nie ma tu mowy nawet o przytłumieniu aromatu.
Nęcenie…
Przyjemną woń zanęt czuć było chyba wszędzie, gdyż bardzo szybko do mojego podwodnego stołu przypłynęły ryby. Kwitowały to pewne i mocne brania, a niektóre krąpie i płocie wyciągały ponad milimetrowy amortyzator naprawdę porządnie. Siedzący po prawej stronie Tomasz Sikorski na reakcje ryb musiał czekać najdłużej, ale w końcu krąpie przyszły też do niego.
Efekt stosowania bułeczki fluo
Kolejny udany hol…
Oprócz krąpi w zanętę Stynka wchodziły też płocie.
Po kilku godzinach wędkowania przyszedł czas na małe podsumowanie. Najlepiej połowił nasz gość, który pokazał nam prawdziwą rzeczną szkołę pływania lizakami.
Ja wędkowanie zacząłem z ponad godzinnym opóźnieniem, a mimo to siedząc poniżej Tomka zdołałem utrzymać tempo łapania. Ryb złowiłem oczywiście mniej, ale nie dałem się zablokować, co tylko potwierdza moją myśl o świetnej jakości produktów od STYNKI.
Najkrócej łowił Tomek Sikorski, który z przyczyn rodzinnych dotarł na łowisko ostatni i spóźniony bagatela 3 godziny. Mój redakcyjny kolega musiał wciągać do siebie ryby, które buszowały już na dobre w stanowisku moim i naszego wędkarskiego mistrza. Mimo to Tomek wyłuskał z wody trochę przyzwoitych ryb, łowiąc bez trzygodzinnego „handicapu”. A nie było to zadaniem najłatwiejszym. Jest to kolejny dowód „dobrodziejstwa” testowanych zanęt.
Wkrótce przyjrzymy się pozostałym zanętom Tomka Iwanowskiego. Na pewno nie zapomnimy podzielić się z wami naszymi wrażeniami. Z czystym sumieniem polecamy też produkty jego firmy. Mamy nadzieje, że widoczne poniżej efekty naszego wspólnego wędkowania, przekonają was do bliższego zapoznania się z ofertą firmy Stynka.
Nasze wyniki
i tylko jedna zasada…. C & R
Tomasz Iwanowski z córką i menadżerem Nataszą Iwanowską oraz redakcją Moczykije.net
Po łowieniu przeprowadziliśmy wywiad z naszym gościem, który wkrótce ukaże się na łamach strony.
Tekst : Marcin Cieślak, foto : Piotr Cieślak, Paweł Cieślak, Tomasz Sikorski, Marcin Cieślak