Przekładaliśmy ten wypad kilka razy . Zawsze któryś z nas miał weekend zaplanowany nie wędkarsko. Tak to już jest że „wszystko ma swoje priorytety – niestety”…. W końcu udało się nam wspólnie zgrać czasowo i w pierwszy weekend lipca mieliśmy się nałowić do syta. Wyruszyliśmy w piątek po południu by spokojnie przy wieczornym grillu i odrobinie „soku chmielowego” ustalić szczegóły sobotniego wędkowania. O sprawy organizacyjne na miejscu zadbał Darek. Nie martwiliśmy się zezwoleniami ani bazą noclegową. Z Darkiem mieliśmy już przyjemność wędkować zimą o czym przeczytacie tutaj. Jarząb bo taki pseudonim ma kompan naszej przygody, wychowywał się w okolicach naszej wyprawy więc zna każdy centymetr rzeki. Darek towarzyszył Marcinowi łowiąc na tyczkę o czym na pewno przeczytacie na łamach naszego portalu.
Miejscem naszej przygody była rzeka Narew w okolicach wsi Bronowo. Jest to mała wioska którą otula Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi. Dojazd do rzeki jest możliwy od późnej wiosny ponieważ polne dróżki przecinają łąki, które są naturalnym terenem zalewowym rzeki a co najważniejsze miejscem wylęgu rzadkich gatunków ptaków. Sama Narew ma nieco inny charakter niż płynąca przez mazowieckie rejony. Choć to ta sama rzeka to jest węższa bardziej meandrująca i nie zniszczona przez ludzką ingerencję w postaci sztucznej regulacji. Wielkością przypomina mazowiecką Wkrę.
Przejdźmy do tego co tygryski lubią najbardziej 😉
Nasza ekipa 🙂
Wstawanie o 3 rano na ryby to nie pobudka do pracy więc mimo krótkiego snu każdy z nas był wypoczęty i optymistycznie nastawiony do życia. Nad wodą zjawiliśmy się w kilka minut. Szybkie pompowanie pontonów, montowanie „elektryków” i byliśmy na wodzie. Ja pływałem z Pawłem, a Daniel z Marcinem. Początkowo naszym celem miało być jedno ze starorzeczy, ale brak połączenia z głównym korytem Narwi pokrzyżował nam plany. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Razem z Pawłem postanowiliśmy obłowić rynnę w okolicach wspomnianego wpływu do starorzecza.
Pływanie na silniku elektrycznym gwarantuje zachowanie absolutnej ciszy podczas szukania miejscówek. W tle narwiańska prostka
Głęboka, przybrzeżna rynna to idealne miejsce na drapieżniki.
Pierwsze rzuty w moim wykonaniu nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Paweł natomiast uzbraja wędkę i zakłada phoenixowskie Kiko na 10 gramowej główce . Pierwszy rzut w jego wykonaniu, dwa obroty korbką i delikatna „okoniówka” do 15 gram wygina się do samego dolnika. Po chwili wiemy że to szczupak. Hol jest emocjonujący a odjeżdżająca „mamusia” na hamulcu to ulubiona melodia dla naszych uszu. Jeszcze kilka odjazdów i blisko 80 centymetrowy „kaczodzioby” melduje się na pokładzie.
Może nie największy okaz, ale na tak delikatnym sprzęcie dostarczył nie lada emocji. Esox w bardzo dobrej kondycji po krótkiej sesji zdjęciowej odzyskał wolność i na pewno ucieszy jeszcze oko przynajmniej jednego spinningisty.
Do zobaczenia następnym razem..
Z tej miejscówki Marcin ląduje jeszcze jednego szczupaczka, ale znacznie mniejszego. Mi i Danielowi pozostało tylko pogratulować kompanom i próbować dalej …
Wiatr wzmagał się z minuty na minutę, a pływanie pod nurt i pod wiatr sprawiało nam ogromne trudności. Dotarcie na oddalone o około pół kilometra starorzecze zajęło nam wieczność a balony z plecionki, które powodował wiatr utrudniały kontrolę przynęty. Postanowiliśmy wracać do spławikowców by trochę rozprostować kości. Wicher jednak nie ustawał więc zdecydowaliśmy się zwijać majdan i wrócić na kwaterę aby zjeść coś ciepłego i chwilę odpocząć. Późnym popołudniem zamierzaliśmy pochodzić za okoniem z brzegu, ale to już temat na oddzielny artykuł.
Na zakończenie dodam tylko że w tym sezonie szczęście wędkarskie omija mnie szerokim łukiem za to na innych płaszczyznach mi go nie brakuje. Może to tak samo jak z kartami…
Na tą okoliczność nasuwa mi się takie powiedzenie :
„Kto ma KIKO na przyponie,
Ten szczupaka ma w pontonie.”
Mimo, że nie udało mi się poskromić żadnego szczupaka to w takim towarzystwie, mogę jeździć bez wędki dla samej atmosfery i piękna narwiańskiej przyrody. Dzięki chłopaki za wspólne wędkowanie. Do zobaczenia nad wodą.
Tekst i foto: Piotr Cieślak, foto: Paweł Cieślak