Na warszawską Spójnie trafiliśmy po niemałych przygodach. Miał być Okunin, Czosnów, Pieńków, przez myśl przebiegły nawet Grochale. Krążenie po ciemku i szukanie odpowiedniego miejsca do wędkowania to jednak istna tragedia. Szczególnie jak noc ciemna ,a z nieba leje jak z cebra. W końcu padło na stolicę. Jedziemy na Spójnie! Taka pogoda przywitała nas również tutaj na bulwarowym łowisku. Na szczęście aura zlitowała się i z biegiem czasu zapowiadała słoneczny dzień .
Na treningu pojawili się:
Łukasz Gierach,
Łukasz Matusiak,
Krzysztof Brzozowski,
Mariusz Puchalski,
a także nasza trójka Paweł Zaszczyński, Ja i Tomek Sikorski. Ten ostatni sprawdzał współprace ryb z federem. Ta metoda to jednak istna zagadka na tak ciężkim i zaczepowym łowisku.
Reszta uczestników „wojowała” tyczką.
Rano rozpocząłem spacer brzegiem z gruntomierzem na lasce, aby znaleźć kawek równej i dość głębokiej wody. Po kilkunastu minutach byliśmy już rozłożeni. Wybrałem miejsce z dość mocnym uciągiem o głębokości około 1,6 metra. Paweł „wygruntował” podobnie. Mariusz znalazł głęboczek będący zakończeniem wypłycenia. Odmienne łowisko wydawało się być u kolegów Łukaszów i Krzysztofa Brzozowskiego. Łukasz Gierach 20 gramowym spławikiem łowił na stopa! A wspomniany Krzysztof Brzozowski pływał wolniutko kilku gramowym lizakiem na dość równym i prostym odcinku łowiska. W każdym bądź razie u wszystkich panów było na pewno płycej niż „ u nas” i nie ciągnęło tak mocno.
Przyszedł czas na mieszanie smakołyków. Jako że uciąg był dość znaczny nasza zanęta zawierała sporą ilość glin i klejów. Do kotłów trafiło też 500 ml zamrożonej pinki i 250 ml mrożonego białego robaka a także kukurydza.
Na wstępne nęcenie przygotowaliśmy z Pawłem po 20 kul. 10 mocno zabetonowanych bentonitem Górka, 7 sklejonych liant a collerem i 3 nie zawierające kleju.
Po zanęceniu rozpoczęliśmy łowienie. Ostatnio na Spójni ryba bierze dobrze z fruwania lekkimi zestawami, ja jednak postanowiłem pływać ciężko i wolno dlatego większość czasu przełowiłem 25 gramowym spławikiem. Przyznam szczerze, że liczyłem na spotkanie z wąsatą barweną, ta jednak nie dała się skusić na podawane przeze mnie rarytasy. Brały natomiast inne ryby. Już na samym początku zaraz po zacięciu spiąłem leszcza. Potem było już tylko lepiej. Zacząłem odławiać krąpie a Paweł zaliczył pierwszego leszczyka.
Prawdziwą zmorą łowiska były niestety certy, które brały jako przyłów.
Pod koniec łowienia trafiłem sporego leszcza, potem nieco mniejszego wyjął Paweł.
Wyniki oscylowały w granicach 3 -4 kilogramów, jednak patrząc na rezultaty kolegów nasz połów nie był najgorszy.
Kolega Mariusz Puchalski połowił podobnie wyjmując 2 leszcze. Ładnego leszcza trafił także Łukasz Matusiak. Ryba połakomiła się na czerwonego robaczka.
Krzysztof Brzozowski odławiał krąpiki i ukleje. Łukasz Gierach łowił wspomniane ukleje nawet ze stopa!
Około godziny 11stej zakończyliśmy nasz trening ponieważ zrobiło się upalnie. Nie znam „Spójni” na tyle dobrze aby wyrokować, ale myślę, że jeśli pogoda się utrzyma a woda nie spadnie jeszcze bardziej to na pucharze strony MazowszeWedkuje nie zabraknie dużych ryb czego z tego miejsca życzę wszystkim startującym.
Połamania…
Tekst i foto: Marcin Cieślak
Tomasz Sikorski napisał:
Zaczęło się od spalonej żarówki w aucie i rozwikłaniu odwiecznej zagadki. Ilu wędkarzy potrzeba do skutecznej wymiany żarówki w Toyocie około godziny 1 w nocy w warunkach stresu spowodowanego pośpiechem?!:) Odpowiedź jest prosta. Na pewno nie trzech!!;) Potem był nieoczekiwany zwrot akcji w postaci pomylenia drogi i dziwnego zjazdu na trasę toruńską w moim wykonaniu. Odwiedziny Czosnowa okazały się z kolei kompletną klapą, bo rzeka tam w chwili obecnej(przynajmniej po ciemku) prawie nie istnieje, a naszym oczom ukazały się całe hałdy piachu! Niczym podczas wycieczki po składzie Budokruszu. Po dotarciu na ”Spójnię” w strugach deszczu zaliczyłem wizytę w super głębokiej kałuży, która zakończyła się prawie złamaną nogą i suszeniem skarpetek na masce samochodu. Ostatecznie wszystko skończyło się najgorszym łowieniem w ciągu kilku ostatnich lat…a wszystko to w moje urodziny hehe.
Miał być totalny relaks nad wodą i nastawienie na ładnego narwiańskiego klenia czy leszcza, a skończyło się na sprawdzaniu co można zwojować z feederem na zawodach 9 lipca na Spójni:D.
Więc powiem, że na takie łowienie przygotowany nie byłem. Okazało się , że moje losowo wybrane łowisko całe usłane jest zaczepami. Odchudzenie wagi koszyczka, poskutkowało mniejszą ilością zakleszczonych podkarmiaczy w kamieniach, ale przypony rwały się cały czas mimo, że zestaw spoczywał w wodzie góra 2-3 minuty i był przerzucany, aby nurt nie zdążył znieść go w zaczep. Nic z tego trzeba by chyba ”spinningować” feederem. Z gruntu wydłubałem kilka dosłownie rybek, w tym 2 krąpiki, babki i uklejki. Po zmontowaniu bata zacząłem łowić nawet spore ukleje. Na moim łowisku grunt osiąga ”niebotyczne” 50 cm na 9-10 metrze, czyli tam gdzie mogę sięgnąć batem. Od zera człowiek ma się czym uratować, ale łowienie uklejek to nie to co miałem w urodziny robić. Kolejny ważny wniosek. Bez siedziska wyczynowego nie ma się co w tamtym miejscu pokazywać. Tak jak na Kanale Żerańskim. Nie ma gdzie wbić normalnie parasola czy podpórki. Cały brzeg to kamienie, przykryte nieco naniesionym przez Wisłę piachem. Tworzenie z kamieni zamków mających podtrzymywać podpórki to już nie moja baja.Wszak to nie były moje 5 urodziny:D Około godziny 9 zwinąłem sprzęt i udałem się na parking, skutecznie wymienić feralną żarówkę. Mimo wszystko, przyznam, że była to bardzo ważna wizyta, ucząca pokory i dystansu do pewnych spraw. Może na zawodach trochę lepiej polosuję…kto wie:D
Kilka fotek ze Spójni.
Rozstawiamy się jeszcze podczas deszczu
Jako pierwszy za nęcenie wziął się Mariusz.
Jedna z moich zdobyczy.
Na szczęście pogoda się poprawiła.
Z lewej strony Paweł oczekuje na branie.
Z prawej Mariusz po udanym holu.
Wnioski wyciągnięte. Może być tylko lepiej:)
Tekst i foto: Tomasz Sikorski