ZAWODY

SIŁA KOLORÓW – ŁOWIĘ NA RÓŻ I TAC TIC

Wędkarstwo methodowe rozkwitło do tego stopnia, ze śmiem twierdzić, że jest to najprężniej rozwijająca się dziedzina wędkarstwa.  Wysyp przynęt, dedykowanych zanęt czy pelletów to tylko kropla w morzu, tego co czeka początkującego amatora tej techniki połowu. Idąc trochę zgodnie z trendem a może z ciekawości sam uległem pokusie sprawdzenia “Nowego”! Nowego oczywiście dla mnie, bo nigdy tych dwóch rzeczy w rękach nie miałem. O czym piszę, wyjaśniam poniżej.

Pierwszy pod lupę poszedł pellet, który może granulacją nie wyróżniał się jakoś szczególnie od innych pelletów, z którymi do tej pory miałem styczność, ale kolorem już zdecydowanie tak.  Pinky Boy to pellet naturalny, brązowy z aromatycznymi drobinami różowego fluo. Towar oczywiście namoczyłem i dałem mu odpocząć aby wypił dobrze wodę. Łowiąc na głębszej wodzie niekomercyjnej zawsze stosuję zanętę. Tym razem method mix o smaku rybnym nawilżyłem i przesiałem na sicie. Gdyby ktoś chciał zobaczyć jakiej zanęty użyłem może kliknąć tutaj

Pellet naturlany i pellet różowy fluo od MethodMania

Przynęty jakie trafiały na włos to tradycyjne 8mm waftersy w różnych kolorach i smakach. Ale miałem też drugą nowość o której wspomniałem  Tac Tic od MethodMania.  Pierwszy raz spotkałem się z takimi przynętami. Dwukolorowe, intensywnie pachnące przynęty miały być tylko uzupełnieniem gdyby ryby wybrzydzały. Szybko jednak podczas mojego wędkowania stały się numerem jeden. Ryby chętnie zasysały dwukolowe rarytasy. Były to przeważnie liny i karasie, ale brań miałem ogrom. Podajnik wpadał do wody i często po 2 góra 3 minutach mogłem cieszyć się z holowanej zdobyczy.

Mały linek to dobry prognostyk

Takiej wielkości karasi było najwięcej

Ranek ogółem należał do karasi srebrzystych. Od pewnego czasu zauważyłem, że one jako pierwsze opanowują łowisko i biorą do momentu aż wyjdzie słońce. Tym razem buszowały w stołówce razem z linami. Średnie ryby łowione w tempo dają mi równie dużo frajdy co karpie, które w dzikiej wodzie biorą nie zawsze.  Pod koniec wędkowania pokazały się i one. Pierwszy karp wziął atomowo prostując mi feeder arm. Ryba uderzyła  z wielkim impetem, ale nie wpięła się. Kwadrans później miałem na kiju kolejnego karpia, który zameldował się na brzegu.

Moje wędkowanie zakończyłem dosłownie po godzinie dziesiątej zanim nad wodą zrobiło się tłoczno i gwarnie. Ryby chyba miały podobne zdanie bo im robiło się cieplej tym czas oczekiwania na brania wydłużał się a gdy słońce było wysoko, brania zgasły totalnie. Najbliższy wypad z metodą planuję dopiero jak zrobi się odrobinę chłodniej, w jakiś pochmurny dzień.  Jak mi poszło dowiecie się wkrótce  w kolejnych materiałach.

Wodom cześć.

Tekst i foto: Marcin Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress