W tym roku rzeczny feeder to nie lada wyzwanie. Na większości znanych mi miejscówek ryby wymiotło doszczętnie. Ten sezon jest dziwny także ze względu na pogodę, upały przeplatane z burzami i intensywnymi opadami oraz ciągłe wahania stanów wody. Wszystko to sprawiło, że ostatnio na Wiśle łowiłem mało a Narwi, która jest jeszcze mniej rybna, praktycznie wcale.
Dzisiaj obłowię wiślaną ostrogę.
Większość odwiedzanych przeze mnie łowisk to opaski i wysokie burty biegnące przy rynnach z głównym nurtem. Tym razem chciałem sprawdzić swoje siły na jednej z wiślanych ostróg. Wytypowałem, krótką główkę okalaną spokojną, ale bardzo głęboką wodą. Grunt w moim łowisku miał ponad 4 metry. Postanowiłem szukać ryb w prądzie wstecznym od strony zapływu lub jak kto woli warkocza. Napływ mimo, że równie głęboki zostawiłem na inny czas. Stronę napływu sprawdzę jesienią, a także klatkę między ostrogami ze spokojną, niemal stojącą wodą.
Zestawy ulokuję we wstecznym nurcie od strony zapływu.
Wsteczny nurt biegł aż do przybrzeżnej skarpy.
Wędki już gotowe.
Jeśli chodzi o mieszankę postawiłem na zanęty o smaku wanilii , scopexu, kukurydzy i karmelu z konopiami od Profess. Nie wiedziałem czy w tym dniu dopiszą leszcze, dlatego postawiłem na bezpieczny wariant pasujący niemal każdej białej rybie. Zanęty oczywiście zmelasowalem, dodałem płatki leszczowe fluo, obowiązkowe płatki owsiane oraz 250 ml mięsnej wkładki w postaci topionego, białego robaka. Koszyczki jakie w tym dniu trafiły na moje zestawy, ze względu na uciąg miały masę 60 i 70 gram. O przyponach nie będę się rozpisywał, ponieważ zawsze sporo ich przerzucam podczas łowienia. Optymalny okazał się ten z ownerowską 12stką i długością 70cm.
Oto zanęty na moje feederowanie.
Topione robaki na wiślane leszcze.
Pierwsze branie i taki pan melduje się na brzegu.
Drugi nieco mniejszy leszczyk.
Największy leszczyk prosto z Wisły.
Ranek należał do leszczy. Lubię kiedy pierwsze branie nie jest powodem dyżurnego krąpia a ładnego, wiślanego leszcza. Brania leszczy były w tym dniu bardzo agresywne. Nie da się ich pomylić z braniami żadnej innej ryby. Mocne i agresywne przygięcia szczytówki zakończone luzowaniem żyłki. Po jakimś czasie w stołówce pojawiły się także krąpasy, których rozmiar był już przyzwoity. Podczas tej wyprawy miałem 8 brań leszczy. Cztery sztuki udało się bezpiecznie wyholować, dwie ryby skorzystały z podwodnej zawady przy ostrodze i wypięły się podczas windowania a dwa brania przestrzeliłem. Stosowałem bardzo duże przynęty, aby ograniczyć brania drobnicy. Dwa, trzy czerwone robaki okraszone trzema białymi robakami barwionymi na rożne kolory były w tym dniu kąskiem, któremu bremesy nie mogły się oprzeć.
Mimo, braku stuprocentowej skuteczności i tak byłem zadowolony. Mój wynik możecie zobaczyć na fotkach.
Do następnego.
Tekst i foto: Marcin Cieślak