ZAWODY

NADCHODZI CZAS METHODY BEZ PELLETU.

   Nadszedł czas, pierwszych eskapad z feederem w ręku. Wielu zapewne uzbroi wędki w tradycyjne koszyki, ale znajdą się też tacy, którzy będą dobierać się do ryb za pomocą methody. Niektórzy mawiają, że jaki będzie początek sezonu, taki będzie też jego koniec. Warto więc zwrócić uwagę na nasz pierwszy feederowy start, aby przypadkiem nie było falstartu. Oto jak ja, zaczynam moje wiosenne polowanie.

O tej porze roku, częstymi gośćmi będą liny.

 

Mały „murzynek” a oko cieszy.

Ryby, które najczęściej łowię podczas pierwszych wypraw to karpie, liny i karasie. O karasiach rozpisywał się nie będę, gdyż poświęciłem im cały poprzedni artykuł. Ci którzy lekturę przegapili, zaległości mogą nadrobić, klikając tutaj. Skupmy się zatem na dwóch pozostałych gatunkach. Oczywiście wspomnę jeszcze, że wiosną, methodą da się łowić także pozostały białoryb, płocie, leszcze, wzdręgi i krąpie, ale łowieniu tych  ryb na wędkę z podajnikiem, przyjrzymy się innym razem. Moje methodowe początki wyglądają bardzo ostrożnie.

Turbo Groundbaits – halibutowa zanęta do methody

Na początku zupełnie rezygnuję z podawania pelletu. Ryby, staram się zwabić tylko zanętą do methody. Kilkukrotnie, czasem kilkunastokrotnie nęcę podajnikiem zapiętym na klipsie. Mam wtedy pewność, że zanęta ląduje niemal w tym samym punkcie. Oczywiście obieram też punkt na horyzoncie, w kierunku którego posyłam zestaw. Rozwiązanie niemal identycznie jak w metodzie odległościowej. Osobiście używam zanęt Turbo Groundbaits, ale dziś na rynku znajdziecie tak dużo rodzajów mieszanek, że każdy na pewno wybierze coś dla siebie. Chyba coraz więcej producentów zauważyło, ze methoda to nie tylko pellety! Manewr z zanętą pozwala mi poniekąd wyczuć, czy ryby są jeszcze ospałe i zwiększa szanse na pierwsze brania. Zanęta do methody jest uboga i nie jest w stanie nasycić, zazwyczaj leniwych jeszcze ryb. Na hak zakładam tylko białe robaki lub pinkę. O tej porze roku rezygnuję zupełnie z przynęt roślinnych. Kukurydza, groch i nasiona muszą jeszcze poczekać, co najmniej do maja. Ryby z mojego łowiska lubią mięsko i są bardzo wybredne. Przy dobrym żerowaniu ruchliwego „bielasa” parzę wrzątkiem, żeby nie wychodził z podajnika i zbyt szybko nie rozbijał zanęty.

 

Na fotce po lewej : koszyk z zanętą i pelletem oraz jednym „bielasem” zatopionym w podajniku.

Na pewno dobre będzie także mrożenie lub rolowanie na sicie. Zabieg ten często stosuję podczas rzecznych manewrów spławikowych, dlaczego więc, miałby nie sprawdzić się w methodzie. Są jednak dni, że  mój methodowy podajnik nie kusi ryb jak należy, a szczytówki stoją jak zaczarowane. Wtedy do koszyka ląduje robak żywy. Zakopuję go nieco w zanęcie z pelletem, lub samej zanęcie, aby utrudnić mu wychodzenie. Według mnie zabieg ten potęguje efekt, gdyż koszyczek pod wodą zachowuje się jak „buzujący” talerz pyszności. Podwodną eksplozję pracy zanęty i pelletu, wieńczy smakowity robak wyskakujący przed rybi nos! O ile mrożonych czy parzonych robaków potrafię naładować cały pęk, żywe to raptem dwie, maksimum trzy sztuki. I uwierzcie, że nie raz ten zabieg ocalił mnie przed zerem. Jeśli danego dnia poluję na wiosenne karpie, do podajnika wędrują zanęty typowo rybne – zazwyczaj halibutowe lub krylowe. Pellet stanowi głównie kryl i modna ostatnio kałamarnica japońska.

Syrop z kałamarnicy japońskiej. Wersja z pomarańczą.

Nie wiem co ma w sobie ten rarytas, ale jeden z moich kompanów już na samą myśl o stosowaniu kałamarnicy japońskiej dostaje mdłości. Cóż karpie za to mdłości nie mają i smakują się w najlepsze. Proponuję także wypróbować mączkę rybną. Ten dodatek także już nie raz ratował mnie z opresji. Warto jednak uważać z dozowaniem, jeśli w łowisku kręcą się liny. Liny to smakosze mięsa w najczystszej postaci. Zdajecie sobie sprawę, że wszystkie liny z mojego łowiska złowiłem tylko na żywą przynętę?!

Mało tego, robak musiał być świeży i pachnący. Nie znam innych, bardziej wybrednych methodowych ryb. Nie twierdzę, że liny da się łowić tylko na białe robaki lub pinkę, ale te z mojej wody lubują się w przynętach żywych i wolą je stokroć od pelletów hakowych, nawet z najwyżej półki.

Taki mięsny kęs ukryty w podajniku potrafi zdziałać cuda.

Jako ciekawostkę napiszę też fakt, że zdarzało  mi się już łowić ryby, ograniczając pellet zanętowy niemal do zera. Widziałem także nie raz „methodziarzy”, którzy uparcie mordowali się z pelletem i narzekali na brak brań. Czasem ryby nie chcą pobierać tradycyjnych pelletów, więc trzeba coś zmienić. Nie ma nic gorszego niż godzinne wlepianie się w nieruchome szczytówki.  Jeśli jakiś czas brań nie ma, kombinujmy! Warto mieć świadomość, że zanęta do methody i paczka „bielasów” czasem po prostu wystarczą.

   

Smakosze martwych, mrożonych robaków.

Ten Pan karp wybrał żywą pinkę.

Oby wiosna trwała jak najdłużej. Wszystkim miłośnikom methody życzę mocnych przygięć szczytówki.
Do następnego !

Tekst i foto : Marcin Cieślak

Foto: Paweł Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress