ZAWODY

LIPCOWA WISŁA? NA SŁODKO!

         Lipcowa Wisła przez dłuższy moment utrzymywała na tyle duży stan wody, że o spokojnym łowieniu można było zapomnieć. Ale podwyższona i mocno trącona woda w końcu się unormowała. Stacja hydrologiczna w dzień mojej wyprawy wskazywała, że Wisła będzie miała stan średni z tendencją rosnącą. Ryby powinny więc żreć! Warto jednak wspomnieć, że wypad nad dziką wodę o tej porze to nie lada wyzwanie. A wszystko przez komary, a właściwie całe roje, które nie boją się żadnych środków. Optymistów uprzedzę, że czerwonej Muggi również! Jedynym ratunkiem na komary jest po prostu grubsza warstwa odzieży. Niestety wszystko wymaga poświęceń. Mimo gorąca trzeba się przemóc i łowić w bluzie, kapturze, długich spodniach i krytych butach. Pomocna w takich momentach jest duża ilość wody pitnej, aby nieco schłodzić organizm.

Świt nad Wisłą.

Po przyjechaniu nad wodę znalazłem kawałek wykoszonej łączki, na której mogłem rozrobić spożywkę. Tym razem chciałem sprawdzić zanętę feeder Meusa. Wydawało mi się, że zanęta z mikropelletem o bardzo przyjemnym herbatnikowym zapachu to raczej słuszny wybór. Powtarzam to chyba w każdej relacji, że ryby rzeczne muszą mieć zanęcone “na słodko”. Właśnie dlatego moje wybory padają przeważnie na zanęty słodkie i bardzo aromatyczne, które dodatkowo jeszcze melasuję. Całość zazwyczaj wzbogacam pieczywkiem fluo i wkładką mrożonych robaków. Teraz też wyjątku nie było.

Tym razem do wiadra trafiła zanęta feeder od Meusa

 

Zanęty dodatkowo zmelasowałem.

Na moje łowienie zabrałem dwa lekkie feedery. Mimo sporego uciągu nie lubię kotwiczyć zestawu. Zawsze staram się, tak dobrać koszyk, aby po wypłukaniu zanęty zestaw ruszył i przesunął się w nurcie. Dodam tylko, że bardzo często właśnie wtedy są najlepsze brania.

Wędki już zarzucone. Za moment lewą szczytówką będzie targał leszczyk a prawą sumek.

Żaden leszcz nie pogardzi chyba taką ilością robaczków.

Tym razem pierwszy leszcz wziął niemal natychmiast po zarzuceniu. Potem w białych robakach skosztował mały sumik “ala albinos”. Rzadko łowię sumy a już na pewno w takich kolorach. Kiedy wydawało się, że lepsze ryby rozkręcą się na dobre, do stołu przypłynęła drobnica. Małe leszczyki i krąpiki były bardzo uciążliwe. Nawet jeśli na haku lądowała selektywna przynęta, małe rybki niczym piranie obskubywały wszystko co podałem do wody. W uporze jednak siła. Taktyka polegająca na nęceniu jednej linii w końcu zaprocentowała. Dołowiłem jeszcze dwa leszcze a kolejnego spiąłem tuż przy podbieraku.

Pierwszy leszczyk.

Sumik albinos tylko dla ubarwienia relacji. Ryba po zdjęciu natychmiast wróciła do wody.

Lipcowe leszczyki.

Koło godziny 9-tej słonko prażyło jednak na tyle mocno, że musiałem się poddać. Mimo wszystko dzień uważam za udany. Kilka rybek udało się wyjąć. Wyniki widać na zdjęciach

Ryby za moment wrócą do siebie.

Do następnego.

Tekst i foto: Marcin Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress