Dziwnym trafem, w tym roku ani razu mojej wiślanej rynny nie odwiedziłem z feederami. Dwukrotnie stawałem na kamienistej opasce, ale w ruch szła tyczka i zestaw skrócony. Ostatnio przechytrzyły mnie leszcze, które brały bardzo delikatnie i spinały się podczas holu. Liczyłem po cichu, że odrobinę dalszy dystans zmniejszy czujność ryb i wpłynie na pewność brań. Idealny do tego zadania powinien nadawać się feeder. Postanowiłem to sprawdzić.
Świt nad Wisłą.
Na kamienistej opasce zameldowałem się o świcie. Chciałem mieć czas na wymieszanie i przygotowanie zanęty oraz „doprawienie” robactwa. Do kotła powędrowały dwa rodzaje mieszanek. Waniliowe zanęty z serii optima wymieszałem z miodową zanętą od professa. Aby zwiększyć objętość dobrałem dwie paczki waniliowej zanęty tylko w teorii przeznaczone do metody. Praca dwoma wędkami, kiedy zestawy zalegają w wodzie maksymalnie 10 do 15 minut wymaga użycia dużej ilości towaru. Całość wymieszałem z rozcieńczoną melasą i dodałem płatki leszczowe w wersji fluo. Mięsną wkładkę stanowiło 250 ml topionego białego robaka.
Optima ma grubszą frakcję. Te mieszanki są idealne do rzecznego koszyka.
Po lewej zanęta miodowa , po prawej waniliowa. Będzie słodko!
Te zanęty dopełnią całości.
Melasa zaraz zostanie rozcieńczona i posłuży do nawilżenia zanęty.
Małe certy najlepiej od razu wypuścić.
Zestawy uzbroiłem w 60 gramowe podajniki zamontowane na adapterach. Tradycyjnie zrezygnowałem z rurki antysplątaniowej, której stosowanie po prostu usztywnia zestaw. Długość przyponów zmieniałem podczas łowienia, ale ani razu nie było potrzeby abym wydłużał przypon na ponad metr. Haczyki jakimi zakończyłem zestawy to owner pin hook nr 12 oraz winnerowskie CX 6 w rozmiarze 14. Ryby szybko znalazły nęconą koszykiem linie, bo pierwsze branie nastąpiło dosłownie po 5 minutach. Pierwsze w łowisku zameldowały się małe certy. Z biegiem czasu rybki rozkręcały się na tyle, że dwie wędki na raz sygnalizowały brania. Krąpie i leszcze zaczęły trafiać do siatki. Kluczowa była selekcja. O dziwo żadnej ryby nie przyniosły mi czerwone robaki, nie licząc smętnej i wystraszonej babki. Cały mój połów udało się złowić na pęczek białych robaków i pinek.
Jest pierwszy leszczyk.
Piękna ryba
Słonko jak widać jeszcze grzeje.
Takich leszczyków było w tym dniu kilka.
Wędkarski dzień zakończyłem już po 11, ale te kilka godzin nad wodą nie pozwoliło mi się nudzić. Na pewno opaskę jeszcze odwiedzę, bo jesień już puka do drzwi, więc i apetyt ryb będzie lepszy.
Do następnego.
Tekst i foto: Marcin Cieślak