Posiadanie sporej gromadki dzieci to wielka radość, ale i wielka ilość obowiązków. Kiedyś gdy człowiek brał wolne w pracy i jechał na prywatne ryby lub trening przed zawodami, mógł zrobić to dokładnie kiedy chciał i o której chciał. Teraz trzeba towarzystwo porozwozić do szkoły i przedszkola, więc można zapomnieć o byciu na łowisku skoro świt. Nie ma co jednak marudzić, ważne, że w ogóle jest na to czas… i tego się trzymajmy.
Czyżby mit stał się faktem?! Nad wodą żywej duszy;)
W chłodniejszych porach roku ponoć nie ma to znaczenia, ale w środku lata, rozpoczęcie łowienia w okolicach godziny 10, gdy słońce już prawie w zenicie, a w cieniu 30 stopni, przez wielu wędkarzy uważane jest za bezsensowne. Ja po sporej ilości udanych i zarazem upalnych dni nad wodą uważam, że nie ma to znaczenia. To że „ryby biorą tylko rano i wieczorem” to kolejny mit z tych do obalenia. Nie raz i nie dwa zdarzało się ładnie połowić w upał. Ba w 30 stopniowym skwarze, łowiłem nawet na bata węgorze w samo południe, ale to temat na inną historię. Zacznijmy jednak od początku.
Miejsce wybrałem takie, aby choć trochę udało się uciec od słońca. Jednocześnie pragnąłem połowić gdzieś indziej niż na sławnym na tym łowisku „cyplu”. Wybrałem więc stanowisko bliżej parkingu, gdzie spore drzewo choć przez chwilę daje troszkę cienia.
Głodny wędkowania i świadomy pory wymagającej sporej odporności na warunki atmosferyczne, mimo, że nigdy mi się nie spieszy, rozłożyłem sprzęt w 20 minut. Do łowienia w ekspresowym tempie przygotowałem zanętę Profess Ready, która w mojej ocenie idealnie nadaje się właśnie na takie wędkowanie. W sumie „przygotowałem”, to za duże słowo. Sama się przygotowała:) Gotowa do wędkowania zanęta, to jednak nie wszystko. Wiedząc, że nad wodą będę miał mało czasu, dzień wcześniej wieczorem przesiewam zanętę przez sito i ponownie wsypuje w strunowe opakowanie.
Dzięki strunowemu opakowaniu przesiana przez sito zachowuje świeżość i wilgotność. Dla pewności jeśli by nam się rozszczelniła struna, wystarczy psiknąć spryskiwaczem i po krzyku. Sito na łowisku nie jest nam potrzebne.
Zanęta Profess Ready przesiana i idealnie nawilżona.
To samo tyczy się ziemi czy gliny. Wyjątkiem są jedynie łowiska, których nie znam i nie wiem dokładnie czego w wodzie się spodziewać jeśli chodzi o uciąg, ryby itp. Zanęta Ready, po otwarciu może być dalej przechowywana, nie musimy jej zużywać na raz.
Jeśli chodzi o robaki zanętowe, to dysponowałem jedynie małą ilością jokersa mrożonego w ziemi.
Z racji „trudniejszej” pory wędkowania dałem mniej zanęty niż zwykle, bo świadomy byłem, że po porannym obżarstwie ryby będą pobierać pokarm z większą ostrożnością. Postanowiłem jednak podać punktowo za pomocą koszyczka do nęcenia kilka jeżyków ziemi z martwym jokersem. Skleiłem to wszystko delikatnie klejem do gliny.
Kolejnym elementem, który miał pomóc mi w szybszym ściągnięciu ryb w łowisko był „sosik”. Do mieszanki dodałem troszkę boostera o smaku orzechów tygrysich i kukurydzy, który już dawno pokazał, że jest skuteczny nie tylko przy połowie karpii, ale także przy połowie lekkim feederem i pickerem. Stosuje go w tym sezonie regularnie.
Nie miałem dużo czasu na wędkowanie, więc chciałem skupić ryby na małej powierzchni, aby zbyt długo nie musiały szukać moich ochotkowych smakołyków. Wszak dzieci ze szkoły i przedszkola trzeba również odebrać:)
W zanęcie znalazła się pozostała z weekendu śladowa ilość jokersa i martwa ochotka zanętowa. Ta która przeżyła, posłużyła oczywiście za przynętę. Widoczne na zdjęciach żółte kawałeczki, to niechcący rozsypane w glinie kawałki żółtego pieczywka, nieistotne dla sprawy;)
Koszyk do nęcenia wstępnego wypełniony jeżykami i zaczopowany luźną gliną z odrobiną zanęty. Standardowo podczas wstępnego nęcenia podaję około 8-10 takich koszyczków. Oczywiście, część ze sklejonymi jeżykami w których jest dość sporo robaczków, a część zupełnie luźna z mniejszą lub większą porcją zanęty. W zależności od warunków.
Na początku weszły naprawdę niezłe krąpie i to była dla mnie nie la da niespodzianka, bo dawno na tym łowisku nie łowiłem takich fajnych przedstawicieli tego gatunku. Gdy wędkowałem pickerem, trafiały się przeważnie leszcze i leszczyki, a z lekkiej matchówki 90 procent poławianych ryb, to płocie. Z biegiem czasu jednak zdominowanie łowiska przez mniejsze ryby nie dawały mi spokoju. Zanim dobrałem się do pierwszego leszcza minęła godzina.
Kolejne rybki meldowały się w podbieraku, a słońce dokuczało co raz bardziej. Na szczęście leszczyki się rozkręciły, a że walczą na tym akwenie jak tygrysy, to łowienie pickerem sztuk nawet niewielkich daje sporo frajdy. Po godzinie 13 tej, czyli po trzech godzinach ciekawego i co najważniejsze skutecznego wędkowania w warunkach totalnego skwaru, zmęczony ale szczęśliwy schodzę ze stanowiska. Więcej nie dałem rady, choć rybki wciąż gryzły. Myślę, że wynik jak na tę porę dnia jest bardzo satysfakcjonujący i przede wszystkim można powiedzieć, że kolejny raz obalający mit o tym, że jeśli na ryby to albo rano, albo wieczorem. Pamiętajcie, jeśli macie tylko chwilę, to bierzcie wędki i nie szukajcie wytłumaczenia dla lenia.
Wszystkie rybki oczywiście jak to u nas wróciły do wody. Połamania i do zobaczenia na kolejnym wędkowaniu z moczykijami:)
Tekst i foto: Tomek Sikorski