Zbliżające się zawody feeder game skupiły nad brzegami zalewu w Komorowie, który będzie areną naszych zmagań kilku wyczynowców. Cieszy fakt, że w ciągu ostatnich trzech tygodni spora ilość zawodników trenowała w mniej lub bardziej rybnych strefach, co świadczy, że zawody pod naszym patronatem potraktowano bardzo poważnie. Sami też chcieliśmy sprawdzić co słychać nad wodą na tydzień przed zawodami. Wieść niosła, że ostatnio ryby kapryszą a wędkarze łowią tylko pojedyncze leszczyki i krąpie. Jeśli chodzi o kolegów nie będę analizował ich treningu, skupię się natomiast na swoim łowieniu.
Arena Feeder Game
Na łowienie przygotowałem mieszankę, którą chciałem wypróbować tu pierwszy raz. Zabrałem ze sobą czosnkową zanętę od Goldfisha oraz owocowego leszcza tego samego producenta. Przełamanie czosnku i owoców nie było typową słodką wersją jaką lubią tutejsze ryby dlatego dodałem również biszkopt halibutowy. Tradycyjnie tutejsze ryby muszą mieć podkład z dużą ilością mięsa. Mając na uwadze, fakt, że koledzy łowili mało ryb, postawiłem na samego dżokersa, około 250 ml podanego w ziemi. Zupełnie odpuściłem białe i piki w zanęcie czy glinach.
Czosnkowa zanęta i egzotyczny leszcz.
Biszkopt halibutowy to bardzo ciekawy dodatek.
Dżokersa warto rozproszyć dobrym rozpraszaczem.
Łowienie było bardzo dziwne. Przez pierwsze 40 minut miałem w siatce tylko jedną płotkę. Ryby po wstępnym nęceniu w ogóle nie chciały odwiedzić mojego łowiska. Podobnie łowili koledzy. Przyczyną mogła być nadchodząca burza i gwałtownie skaczące ciśnienie. I kiedy wydawało się, że burza przegoni nas do domów i popełnimy falstart, deszcz ustąpił a wiatr przegnał pioruny. Woda zaczęła tętnić życiem. Na moje konto wpadł ładny karaś srebrzysty i kilka leszczy i leszczyków. Były też pojedyncze wzdręgi, krąpie i płotki.
Kuwetka zanęty do czopowania koszyczków
Taki rozmiar ryb raczej nie cieszy..
ale taki bonus już tak.
Analizując moje łowienie muszę przyznać, że popełniłem błąd dając zbyt małą ilość mięsa, a już na pewno zbyt małą ilość mięsa treściwszego. Dżokers trzymał ryby dosłownie chwilowo, a mi bardzo szybko skończyła się mieszanka na donęcanie. Ostatnie 10 koszyczków, które posłałem na donęcanie dało około 40 minut intensywnych brań w tym 15 minut dosłownie ekspresowego tempa łowienia. Potem jednak nie miałem już czego podawać rybom i brania ucichły. Podobna sytuacja wystąpiła u trenujących ze mną kompanów, którzy też nie przewidzieli, że zalew obudzi się po deszczu a z nim apetyt ryb. Inną taktykę przyjął Piotrek, który podał rybom sporo mrożonego białego robaka i pinki na samym początku nęcenia. Ten zabieg sprawił, że Piotrek złowił z nas na pewno najwięcej, co tylko potwierdziło tą regułę.
To branie nastąpiło zaraz po zarzuceniu.
Rybki za moment odpłyną w siną dal.
To był dobry i przydatny trening. Już wkrótce okaże się kto wygra nasze zawody. Obszerna relacja na pewno ukaże się na łamach naszego www.
Wodom cześć.
Tekst i foto: Marcin Cieślak
Foto: Tomek Sikorski, Piotrek Leleniak