Karpie to typowe, stagnofilne, ciepłe kluchy. Okres jesienny nie często kojarzy się z wyprawami właśnie na te wąsate rybki. Wszystkie łowiska o tej porze zazwyczaj świecą już pustkami, a po letnich miłośnikach feederowania nie ma już ani śladu. Dni coraz krótsze i chłodniejsze. Teraz bez czapki ciężko nad wodą wysiedzieć choćby parę minut. Takie warunki zniechęcają miłośników methody, a szkoda. Jesienne karpiowanie będzie oczywiście różnić się od sezonowych wypraw, gdzie mogliśmy nałowić się do syta. O tej porze każde branie będzie na wagę złota dlatego warto odpowiednio się do takiej wyprawy przygotować.
Dwumilimetrowy pellet o smaku halibuta i zanęta Turbo o tym samym smaku. Moja kompozycja na jesienne zasiadki.
Na moją karpiową mini zasiadkę przygotowałem drobny 2 mm pellet o smaku halibuta i taką samą zanętę Turbo od Winnera. Mieszanka, nie raz już sprawdzała mi się na tym łowisku również w chłodniejszych porach roku. Dlaczego więc tym razem miałoby być inaczej?! 200 ml pelletu i taka sama ilość niesycącej zanęty to ilości zupełnie wystarczające. Pellet starannie namoczyłem, a po odsączeniu wody mieszanka powędrowała do mojej kuwetki. Na haczyk obowiązkowo mięsko. Druga wędka uzbrojona w delikatniejszy krylowy przysmak w postaci hakowego pelletu wielkości 8 mm czekała na pierwsze w tym dniu branie karpia.
Krylowe rarytasy dobrze sprawdzają się podawane na gumce lub włosie.
Kryl ma nieco delikatniejszy zapach niż halibut.
Jako, że nigdy nie wiadomo czy na łowisku ryby będą chętne do współpracy jeden kij uzbroiłem w mały podajnik. Na tym zestawie białe robaki miały być pokusą nie do odparcia. Mała ilość pelletu gwarantuje szybsze wymywanie. Alternatywą było też zastosowanie czystej zanęty halibutowej. Zabieg ten z powodzeniem stosowałem niejednokrotnie. Drugi kij z większym podajnikiem i wiszącym na haku rybnym pelletem miał przynieść wymarzonego cyprinusa. Pierwsze minuty były bardzo trudne. Oprócz silnego wiatru dawał się we znaki deszcz, który skutecznie uprzykrzał łowienie. Na szczęście ulewa zlitowała się w połowie godziny i zmieniła swój charakter na przelotny. Pierwsze delikatne brania szczytówki i na haku melduje się jazgarz. W tym dniu białe robaki przyciągają tylko małe, zielone jazgarze, które opanowują łowisko. Nie pomagają zmiany pelletu na czystą zanętę i odwrotnie. Na szczęście na drugiej wędce spokój więc średnio raz na 10 góra 15 minut podajnik napełniony pelletem ląduje na odmierzonym dystansie w zanęconym polu.
Który podajnik lepszy?! Duży czy mały?
Koszyki do methody w wersji small czy large mają też odpowiednie foremki.
Bogaty wybór gramatur podajników daje komfort podczas łowienia. Ja wybrałem podajniki 20 i 30 gramowe.
Tym razem postawiłem na zestaw montowany przelotowo – ze spinką.
Za chwilę ryba przygnie szczytówkę.
Niestety pierwsze mocne branie zacinam na pusto. Ryba zdążyła ściągnąć pellet i wyczuć podstęp. Kolejne branie nie jest tak potężne, ale tym razem ryba siedzi już na haku. To karaś srebrzysty, których w łowisku pływa sporo. Pół godziny później, trzecie branie jest na tyle mocne, że tak naprawdę zacinać nie muszę. Ryba jest już zapięta i odjeżdża w kierunku środka akwenu. To na pewno pan karp! Hol nie trwa długo ponieważ na tej wodzie nie przebieram w środkach jeśli chodzi o zapas mocy. Gruba dwudziestkapiątka pozwala mi spokojnie zatrzymać rybę i wyholować bezpiecznie do brzegu. Potem tylko pamiątkowe zdjęcie i wypuszczam swoją zdobycz. Niestety w kolejnych minutach w łowisko wróciły jazgarze. Ponad dwie, bite godzinki spędzone nad wodą przyniosły tylko jednego okazałego karpia. Myślę, że w tak paskudną pogodę, taka ryba powinna jednak cieszyć oko.
Pełnołuska nagroda.
Jak widać kiedy za oknem szaro, buro i ponuro warto czasem zajrzeć z feederkiem nad wodę. Być może skusi się jakaś pełnołuska piękność.
Wodom cześć.
Tekst i foto: Marcin Cieślak
Foto: Paweł Cieślak