Jadąc do Okunia chyba nawet w najczarniejszym scenariuszu nie zakładałem że może przytrafić się coś złego. Złamana wędka i brak możliwości wędkowania. Ten wypad mógłbym opisać w sumie w tym jednym zdaniu.
Ale od początku..
Na miejscu przywitał mnie i kompanów piękny świt który zapowiadał słoneczny i dobry do łowienia dzień.
Do tego mało ludzi a moje ulubione miejsce puste tak jakby po prostu czekało na mój przyjazd. Ponieważ nie miałem ograniczeń czasowych powolutku i starannie rozłożyłem sprzęt na stanowisku.
Potem spokojnie wygruntowałem łowisko i doważyłem zestawy. Znaczną część czasu poświęciłem także na mieszankę – nigdzie mi się nie śpieszyło, glinę przetarłem więc kilkakrotnie, dokładnie skleiłem i wymieszałem cały towar.
Następnie kilkanaście kul zabetonowanej zanęty trafiło do wody.
Dosłownie przy pierwszym wstawieniu aura zaczęła płatać przysłowiowe figle. Dziwne podmuchy wiatru , momentami stawały się ryzykowne.
”To pewnie jakieś przejściowe podrywy”- pomyślałem i dalej spokojnie pływałem 22 gramowym „Sergiuszem.” Pojawiły się też pierwsze rybki. Krótki jazik i pierwsza płotka zwiastowały że tego dnia da się jednak coś z wody wyjąć.
Z biegiem czasu wiatr coraz bardziej dawał się we znaki . Przy jednym z brań zbyt energiczne zacięcie zakończyło się złamaniem elementu tyczki. Jak pech to pech..
Na szczęście udało się go wyłowić i to z rybą! Płotka nie była duża ale wystarczyła by przy tak silnym wietrze utrzeć mi nosa. Taśma izolacyjna miała być tego dnia ratunkiem dla mojej wędki i dać szanse jeszcze na jakieś ryby. Udało się ją wykorzystać jako typowy rzeczny zestaw samonaprawczy . Zabezpieczony element sprawował się już do końca łowienia bez zarzutu. To jednak było za mało!
Wiatr stawał się coraz mocniejszy i coraz bardziej porywisty. Fale na rzece momentami wyglądały jak na dużym jeziorze. Nie było mowy o starannym przytrzymaniu zestawu czy nawet swobodnym dryfie. Tego dnia po prostu nie szło połowić .
Wycisnąłem z wody wszystko co mogłem i zwyczajnie się poddałem. Trochę grubych płoci i kilka przyzwoitych krąpi. Do tego jakieś ukleje i finisz.
Aura zwyczajnie w świecie zwyciężyła nad łowiącym.
Specjalnie nie pisałem o mieszance ani nawet o zestawach bo w takich warunkach nijak nie mogło się to przełożyć do wyniku. Do maja element będzie naprawiony więc planuje powtórkę. Tym razem oprócz sprawdzenia opadów baczniej zwrócę uwagę na wiatr abym znowu nie trafił na jakąś dychę w skali Beauforta
Do następnego!
Tekst : Marcin Cieślak
Foto: Paweł ”Jone” Cieślak i Piotr ”Method” Cieślak