Sezon spinningowy w pełni. Drapieżna jesień rozkręciła się w najlepsze i darzy mnie oraz moich kompanów rybami wszelakiej maści. W połowie listopada odwiedziliśmy jedną z mazurskich perełek. Malownicze małe jeziorko odsłoniło przed nami swe tajemnice. Garbusy w granicach trzydziestu centymetrów chętnie waliły w gumowe imitacje. Jak myślicie, który wabik sprawdził się najlepiej? Numerem jeden okazał się oczywiście tytułowy bohater tej relacji.
Takim okoniem nie pogardzi żaden amator spinningu.
Guma Phoenix KIKO sprawdzi się także miłośnikom bocznego troka.
Kiko w kolorze brudnej zieleni z pieprzem prowokował do brania garbate z głębin oraz płytszej wody. Świetne były także odcienie herbaciane i szare. Kolory zbliżone do perły lub pospolicie białe przynosiły natomiast szczupaki.
Szczupły na gumę KIKO
Mazury to jednak Mazury i mimo równie silnej, wędkarskiej presji, co moje przydomowe dołeczki, potencjał ich jest znacznie większy. A jak jeszcze dołożymy do tego czynnik dobrego żerowania, to już w ogóle mówimy o dwóch odrębnych, wędkarskich światach. Jak mawiają najlepsi , gdy ryba „żre” nie ważne co podasz jej pod pysk i tak możesz spodziewać się brania.
Mazurskie garbusy Grześka – przynęta to herbaciane KIKO.
Mój mały sprawdzian musiałem potwierdzić więc na bardziej wymagającej arenie. Pobliskie glinianki niedużej wielkości, to obiekty często odwiedzane przez spinningistów. Oczywiście wszystko co nadawało się na patelnie już dawno zniknęło z podwodnych czeluści , dlatego o efektach mogłem powiedzieć po zameldowaniu się na brzegu jakiegokolwiek drapieżnika i to bez względu na jego wiek i pochodzenie. To tak jakby sprawdzać skuteczność w studni. Ale co może być lepszym egzaminem dla testowanych przynęt?
Skuszenie do brania kolejnego drapieżnika, ze zbiornika o sporej populacji, czy wyłuskanie z mocno popularnej wody, kto wie może i ostatniego okonia? Musicie sami odpowiedzieć sobie na to pytanie. Tutaj postawiłem na tradycyjne jasne kolory, a przynęty uzbroiłem w lekkie czterogramowe główki. Pierwszy rzut pod nawisy wierzbowych gałęzi mało nie wytrącił mi kija z ręki. Ryba niestety nawet się nie wcięła, więc obecnie mogę tylko pogdybać, czy na kiju wisiał dyżurny szczupak, czy może „najechałem” jakiś przepływający, słusznych rozmiarów białoryb.
Małe okonie z przydomowych dołków.
Jeśli nie potraficie sobie wyobrazić na jak dużych akwenach testowałem gumy, ta fotografia w pełni wam to ukaże.
Kolejne rzuty przynosiły mi jednak brania okoni. Mimo, iż ryby rozmiarami nie powalały, skutecznie atakowały moje przynęty. Zobaczcie na foto poniżej ile ten garbus już w życiu przeżył. Dziurawy pióropusz to wizytówka ciężkiego okoniowego losu z wody o olbrzymiej presji, której niektórzy nie są w stanie sobie nawet wyobrazić . Mimo wszystko to Kiko znowu otworzył mi wodę!
Dziury w płetwach- ten okoń, mimo niewielkich rozmiarów swoje już zapewne przeżył.
Efekty stosowania gum KIKO na różnych wodach.
W międzyczasie brat buszował na jednym, równie popularnym zbiorniku co moje pobliskie glinianki. Dwugodzinny wypad nie miał prawa przynieść znacznej ilości ryb, ale skusił do brań kilka egzemplarzy w tym ładnego garbusa. Ze względu na inny charakter łowiska Daniel gumę podał na ciężkiej czerwonej główce. Jak na zbiornik obarczony piętnem spinningowej presji taka rybka cieszy podwójnie. Alternatywą do okoniowych kopyt okazał się phenixowski KIKO.
Okoń na przynętę KIKO od Phoenixa.
Mieliśmy okazje testować przynęty wielkości 5 i 7,5 cm. Dostaliśmy informacje, że wkrótce na sklepowych pułkach pojawią się także większe rozmiary. Na pewno uważnie im się przyjrzymy i sprawdzimy ich łowność. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że w naszym arsenale bez przynęt Kiko byłoby po prostu smutno. Niewyględna, charakterystycznie zamiatająca ogonkiem, nasączona kałamarnicą japońską przynęta ma w sobie to coś. Coś co nie musi nam się podobać. Ważne, że podoba się rybom.
Jeszcze tylko mały apel o wypuszczanie złowionych ryb…
Tekst i foto: Marcin Cieślak
Foto:Grzegorz Wasek, Daniel Cieślak