Lejący się z nieba żar, zupełny brak wiatru i ciężkie „wiszące”, parne powietrze. W takich warunkach przyszło mi dokonać kolejnego sprawdzianu zanęt i pelletu „Fikado”. Fikadofish to mieszanka oparta na naturalnych zbożach, która ma znaleźć zwolenników u wędkarzy ceniących ekonomię i naturalność. Pierwszy raz z zanętą zetknąłem się podczas rzecznych testów mniej więcej rok temu. Wtedy zaintrygowała mnie prostota składu oraz użycie przez producenta wywaru gorzelnianego. Więcej o tamtym wędkowaniu możecie przeczytać po kliknięciu tutaj.
Tym razem postanowiłem przyjrzeć się, jak „fikadowskie” zanęty poradzą sobie na komercyjnym, ale wymagającym zbiorniku, oraz jak wypadną w konfrontacji z karpiami łowionymi na popularną ostatnimi czasy methodę. O tym, że łatwo nie będzie miała świadczyć choćby pogoda i słabo żerujące ryby. Bynajmniej takie wieści dotyczące żerowania karpiowatych przywitały mnie na łowisku od sąsiadujących wędkarzy. Stanowisko wytypowałem zupełnie losowo. Mniej więcej w środkowej części zbiornika rozstawiłem kosz i wziąłem się za przygotowania.
Namoczony pellet z zanętą Fikadofish
Do kuwety trafił namoczony wcześniej pellet karpiowy, który wymieszałem z rozrobioną zanętą karpiowo-linowo-karasiową. Po otrzymaniu odpowiedniej konsystencji mieszanka powędrowała do podajnika. Charakterystyka rybostanu zbiornika wymusza stosowanie bogatej palety przynęt. Nigdy nie wiadomo czy danego dnia karasie „przejmą” łowisko, czy może rządzić będą cyprinusy. Liny są tu przyłowem i na nie specjalnej taktyki, ani rarytasów nie ma. Ja przynajmniej takowych nie znam. Mój arsenał przynętowy stanowiły nowości „Diffusion” oraz pellety halibutowe, które niemal zawsze tutaj się sprawdzają. W zanadrzu miałem też robactwo.
Karpik na przynętę „Diffusion”.
Podczas zasiadki zauważyłem, że ryby przebywają daleko. Wszyscy, którzy posyłali swoje zestawy poniżej 40 metra meldowali o braku jakichkolwiek oznak życia w wodzie. Mając to na uwadze postanowiłem swoje „karmniki” umieścić jeszcze dalej na 50- 60 metrze. Podczas wędkowania największym problemem była temperatura. Cały czas musiałem pielęgnować moją zanętę, pilnując jej odpowiedniej wilgotności i plastyczności. Ryby jak na tak upalny dzień brały dość dobrze. Każde przygięcie szczytówki było „atomowe”, a karpie kilkukrotnie próbowały z impetem wyrwać moją wędkę z podpórek. Mieszanka mimo swej prostoty składu sprawdziła się znakomicie. W te gorące południowe wędkowanie złowiłem kilka karpi w przedziale 2-4 kg. Miałem też swoją szansę na poskromienie „olbrzyma”, ale ryba nie miała zamiaru nawet na sekundę się zatrzymać. Po dalekim odjeździe wypięła się haczyka.
Eksperyment z zanętą Fikadofish wypadł bardzo przyjemnie. W konfrontacji z karpiami, zanęty poradziły sobie doskonale. Należy jednak pamiętać, że w tym przypadku oprócz przygotowania mieszanki, równie ważna była znajomość łowiska i zwyczajów ryb. Myślę, że w przyszłości spróbuję, także wersji z pokruszonym lub zmielonym pelletem karpiowym, bo ryby go po prostu lubią. Słowem podsumowania, zanęta Fikadofish zdała kolejny, tym razem komercyjny egzamin.
Do następnego!
Tekst i foto: Marcin Cieślak