Zimowe łowienie na method feeder wydaję się trochę niezbyt trafną opcją wędkowania. Faktycznie, karpie, karasie, amury przy tej temperaturze wody zazwyczaj nie są zbyt aktywne, ale przecież nie są to jedyne gatunki ryb zamieszkujące okoliczne zbiorniki. Najbezpieczniej będzie zlokalizować zbiornik z dość dużą populacją leszcza, który w takich warunkach nadal pobiera dość sporo pokarmu. Dużo brań pozwoli nam zaspokoić wędkarski głód do czasu kiedy woda ogrzeje się i będzie można zapolować na większe karpiowate.
Do zimowego łowienia można też podejść z klasycznym feederem, jednak ilość wymaganego sprzętu, towaru i robactwa ostatnio mnie nie przekonuje do klasyka. W metodzie wystarczy 300 gram drobnego pelletu i 300 gram mixu zanętowego, do tego kilka przynęt w rozmiarach 5-8 mm i już jesteśmy w pełni skompletowani na szybką czterogodzinną sesję. Na moje wędkowanie oprócz zanęty zabrałem dwumilimetrowy pellet Goldfisha o aromacie orzecha tygrysiego.
Istotnym elementem wpływającym na nasz wynik w tak zimnej wodzie jest odległość i głębokość łowienia. Starajmy się szukać raczej głębszych rejonów zbiornika, a jeśli takie nie występują bo łowisko jest równe, to ryby zazwyczaj będą trzymały się bliżej środka zbiornika.
Wędkowanie zacząłem od szukania odległości na której mogą kręcić się ryby. Ze względu na niską temperaturę wody ten proces jest mocno przedłużony. Nie możemy pozwolić sobie na zbyt częste przerzucanie zestawu gdyż taki zabieg zwyczajnie może przekarmić żerujące ryby. Tu pomoże nam tylko wędkarska cierpliwość, chyba że od razu trafiamy w punkt gdzie widoczne są obcierki bądź od razu zanotujemy branie. W tym przypadku brań doczekałem się na 45 metrze. Bliższe odległości nie przynosiły żadnych wskazań na szczytówce. Na szczęście jak już udało się zlokalizować stado to brania były regularne, co pozwoliło mi się wyłowić i pokombinować z różnymi przynętami. Nie ukrywam że po cichu liczyłem na przyłów w postaci karpia bądź amura, ale na te ryby chyba trzeba poczekać jeszcze parę tygodni bo synoptycy zapowiadają spadek temperatury.
Tekst i foto: Piotrek Leleniak