ZAWODY

SANDACZOWE PODCHODY Z PAWŁEM WOJCIECHOWSKIM

              Mocno rozleniwieni po świątecznym ucztowaniu wyruszyliśmy na sandaczowe podchody. Tym razem kompanem mojej wędkarskiej przygody był znakomity spinningista z Ożarowa, Paweł Wojciechowski. W tym roku Paweł zdominował klasyfikację GPX w dyscyplinie spinningowej , czym wywalczył sobie miejsce w kadrze okręgu.

Zamaskowany Paweł Wojciechowski. 

Ponieważ mętnookie nie są moim konikiem, po cichu liczyłem, że podpatrując  Pawła nabiorę doświadczenia w łowieniu  sandaczy.  Na zawodach przecież zawsze skupiam się na okoniach. Areną naszej wyprawy był doskonale znany  mazowieckim wędkarzom – Zalew Zegrzyński . O „moczykijowych” przygodach na tym akwenie możecie przeczytać np. tutaj .

W stanicy  zjawiliśmy się  jeszcze przed  ósmą, a chwilę później byliśmy już na wodzie. Namierzanie miejscówek było  tylko formalnością . Paweł zna  je doskonale!  Już  w pierwszych rzutach notujemy sandaczowe pstryki . Świąteczna ospałość sprawia, że obaj jednak spóźniamy zacięcia. Jako pierwszy refleksem popisuje się kompan z łódki. Sandacz jest krótki, ale zawsze to dobry prognostyk na kolejne „lepsze” brania. Chwilę później na moje konto też wpisuje się mały „zedzik”.

  

Mój maluch na phoenixowskiego shinera i drugi podrostek Pawła na gumową imitację firmy DAM, model LONGHORN.

Muszę przyznać, że małym sandaczom odpowiadały dwie techniki prowadzenia przynęty. Paweł podnosił gumę kołowrotkiem. Ja postawiłem na typowe podwójne podbicie. Małe sandacze nie były wybredne i brały nawet jak przynęta spoczywała na dnie. Skubały także podczas podbijania i wolnego opadu. Łowienie między filarami starego mostu przyniosło trzy krótkie sztuki.

Bardzo spodobał mi się patent zaczerpnięty rodem z wędkarstwa wyczynowego. Jak widać grzebienie wykorzystuje się także w wędkarstwie spinningowym.

 

  

Na szczęście, prawie czternastokonny silnik pozwala na szybkie przemieszczanie się, dlatego brań postanowiliśmy poszukać bliżej zapory.  Oprócz kilku pstryków i jednego porządnego „kopa” z moim spóźnionym zacięciem, nic się nie dzieje. Czyżby sandacze też były po świętach?

„Bunkrów nie ma ale i tak jest zajedwabiście” 

   

Zapora w Dębe. 

Trzeba powiedzieć że brań jest sporo ale wymiary ryb pozostawiają wiele do życzenia. Tak to czasem bywa, że nie zawsze jest święto wędkarza.

Po paru godzinach tego sandaczowego przedszkola Paweł łowi coś co przypomina już sandacza. Czyż nie jest piękny!?

Ryba po szybkiej sesji wraca do wody. Wypad mimo, iż z małą ilością ryb uważam za bardzo udany. Dopisała pogoda, humory, a ja miałem możliwość łowienia z czołowym zawodnikiem mazowieckiego spinningu.  Oprócz przygody była to dla mnie kolejna, ciekawa lekcja.  W imieniu całej ekipy moczykije.net, z tego miejsca jeszcze raz gratuluję Pawłowi zdobycia GPX OM . Chciałem też podziękować za wspólne wędkowanie. W czerwcu robimy powtórkę, a o wynikach naszych przygód na pewno poinformujemy na łamach  strony.

   

Tylko no kill. 

Do zobaczenia nad wodą.

Tekst i foto: Piotr Cieślak.

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress