Wędkarska majówka minęła w mgnieniu oka. Dwa dni z czterech, które miałem przeznaczone na wędkowanie, postanowiłem spędzić nad pobliską, głęboką glinianką. Tu mam blisko i nie muszę zrywać się w środku nocy, żeby zająć miejsce. Niestety takie realia panują nad moimi wodami w długie weekendy. Pogoda w majówkę była znakomita. Nie spadla nawet kropla deszczu, a momentami z nieba lał się żar. Właśnie ze względu na temperatury, nad wodą zjawiłem się zaraz po świcie. Zająłem miejsce na przeciwko drzew i wziąłem się za przygotowania.
Chciałem łowić tuż przy przeciwległej skarpie, która powoli zaczyna zarastać młodą trzciną. Woda ma tam niecałe dwa metry głębokości, jest więc już znacznie cieplejsza niż głębsze partie wody w gliniance. Obraną linię postanowiłem budować od początku, nie nęcąc wstępnie. Pierwszy karmnik leżał równe dziesięć minut, następnie w ten sam punkt posłałem kolejny towar. W drugim rzucie odnotowałem obcierki i doczekałem się pierwszego brania. Zanim opiszę szczegóły wędkowania, kilka słów o pellecie. Tym razem sięgnąłem po 3mm pellet Creator Methodmania. Przyznam szczerze, że pierwszy raz trafił on w moje ręce i nie zawiódł. Produkt możecie zobaczyć klikając tutaj.
Żółty, jaskrawy wafters był w tym dniu najlepszy!
Rybna zanęta to dopalacz, gdyby ryby nie chciały żerować. Więcej o niej tutaj.
Wracając do wędkowania, już w drugim rzucie złowiłem karasia, chwilę później następnego. Japonki ewidentnie posmakowały w rybnym pellecie bo ustawiły się najszybciej i żerowały aż do pojawienia się większych ryb. W pewnym momencie w łowisko zajrzały również liny a po nich doczekałem się karpi.
Jest pierwsza ryba 🙂
Ranny karaś to dobry prognostyk na większe ryby.
Chudy linek, może będą większe 🙂
Mały leszczyk pobrał waftersa z opadu 🙂
Cieszył mnie fakt, że ryby nie odpływają, tylko cały czas trzymają się blisko. Gdy tylko trochę dłużej czekałem na branie dopalałem karmnik czapeczką z zanęty i zmieniałem kolor waftersa. Sięgnąłem po przynęty w jaskrawych, ale sprawdzonych kolorach. To kolejny dzień kiedy najlepiej sprawdził się kolor żółty, choć ryby brały również na róż i pomarańcz.
Jak widać żółty kolor w tym dniu był bardzo skuteczny.
Rzadko bywają takie dni, gdzie gra dosłownie wszystko, ale tak właśnie było. Ryby brały od początku do końca i co ważne szybko ustawiły się w łowisku. Jeszcze lepiej cieszył mnie fakt, że nie odeszły nawet na moment. Gdy karasie się najadły pojawiały się liny. Po nich do stoły przypływały karpie. Trafiłem również leszczyka i kilka płotek, które przechwytywały przynęty niemal z opadu. Na pewno jeśli chodzi o utrzymanie dobrze żerujących ryb w łowisku poskutkowało zastosowanie grubszej frakcji pelletu.
Przyjemny karpik 🙂
To był wspaniały dzień. Połamania!
Tekst i foto: Marcin Cieślak