Jesień to świetny czas na kolejne batalie z mistrzami. Nieco mniejszy nawał obowiązków pozwoliły nam na zorganizowanie kolejnego spotkania z mistrzem. Na nasz pojedynek zaprosiliśmy osobę z wędkarskiego światka, której po prostu zabraknąć tu nie mogło- Tomka Iwanowskiego. Tomasz Iwanowski to sześciokrotny, drużynowy medalista Mistrzostw Polski, medalista Grand Prix Polski, były członek kadry narodowej, a prywatnie nasz przyjaciel i producent sprawdzonych zanęt Stynka. Z Tomkiem staramy się spotykać regularnie na coroczne wędkowanie. Tym razem ze względu na wysoką Wisłę, zaprosiliśmy Tomka na nasze podwórko. Wszyscy lubimy łowić tyczką, musieliśmy znaleźć jakiś w miarę równy i rybny zbiornik. Areną naszego pojedynku miał być pruszkowski Potulik, który może nie zawsze darzy bonusami, ale jest raczej pewny jeśli chodzi o płotkę. Poprzedni trening zwiastował dużo ryb, lecz tym razem płotka kaprysiła. O tym za chwilę..
Tomek już zwarty i gotowy…
Zgodnie z formułą rywalizacji, razem z redakcyjnym kolegą Tomkiem Sikorskim usiedliśmy po bokach i wzięliśmy mistrza w kleszcze. Aby nieco utrudnić nam zadanie, obok jednego z nas usiadł Piotrek. Iwan usiadał między moczykijami a Piotrek uzupełnił bok, blokując mnie z prawej strony. Zapowiadało się wspaniałe i pełne emocji wędkowanie.
Zawsze uśmiechnięty Tomek Iwanowski prezentuje swoją mieszankę.
Piotrek usiadł z mojej prawej…
Ustaliliśmy zgodnie, że wszyscy łowimy na zanętach Stynka. Do kotła wrzuciliśmy zawodniczą płoć wymieszaną z odrobiną zawodniczego leszcza. Jeśli chodzi o gliny, każdy z nas zastosował podkład z ziemi i gliny jako nośnik dżokersa. Każdy według indywidualnych przemyśleń odpowiednio podkleił towar. Piotrek z redakcyjnym Tomkiem dodatkowo dosłodzili zanętę, a mistrz przełamał słodki, czekoladowy zapach szczyptą kolendry. Ja postawiłem tylko na robactwo i dałem do zanęty stosunkowo trochę pinki i ochotki hakowej.
Dziś łowimy na zanętach od Stynki.
jeszcze tylko podkład z dżokersa…
oraz szczypta konopi i możemy zaczynać.
Łowienie rozpoczęliśmy przed ósmą. Bardzo sprawnie poszło nam mieszanie i rozkładanie stanowisk, więc skorzystaliśmy jeszcze z przerwy na kawę i ciastko, aby z pustym brzuchem nie przystępować do wędkowania. Płotki bardzo szybko zameldowały się u mnie w łowisku, już pierwszy wstaw przyniósł pewne branie. Potem następne i następne. Podobna sytuacja była u Tomka Sikorskiego, który szybko i pewnie odławiał płoć za płocią. U Piotrka ryby ustawiały się wolno, podobnie jak u naszego gościa. Z biegiem czasu Piotrek „wkleił” płocie i zaczął odławiać je regularnie. Reszta miała jednak przestoje. Dodatkowo wędkowanie bardzo utrudniały niewymiarowe okonie i stada jazgarzy, które potrafiły pojawiać się między płociami i okropnie przeszkadzać w budowaniu wyniku. Próby donęcania samą spożywką pomagały tylko na chwilę. Dżokers z kolei trzymał jazgarze w stołówce. Ciekawostką był fakt, że u Piotrka płocie cały czas meldowały się w łowisku i nie dopuszczały „do głosu” jazgarzy. Nasze zmagania z dużym luzem, zakończyliśmy koło południa.
Łowimy…
Zarówno ja i nasz gość wyłowiliśmy z wody 2400 gram płoci. Niestety zbyt długo walczyliśmy z drobnymi okonkami i jazgrzami, żeby dogonić kolegów.
Tomek Sikorski złowił 3100 gram płoci, a Piotrek ponad 5 kilogramów czerwonookich.
Mistrza co prawda udało się pokonać, ale nasz pojedynek traktowaliśmy tak na prawdę jak trening. W trakcie rywalizacji konsultowaliśmy panujące w łowisku sytuacje, doradzaliśmy sobie i omawialiśmy różne rzeczy. Kolejne spotkanie z Tomkiem Iwanowskim na pewno się odbędzie. Planujemy rzeczny sprawdzian, z którego bankowo pojawi się relacja. O tym wkrótce…
Na koniec pamiątkowa fota.
Tekst i foto: Marcin Cieślak
Foto: Piotrek Leleniak, Tomek Sikorski