Większość ostatnich, moich relacji to dominacja method feedera. Popularna methoda jak wiadomo nie wymaga aż tak dużych przygotowań jak feeder klasyczny czy wędkarstwo spławikowe. Jeśli chodzi o te ostatnie, to na pewno w tym sezonie częściej zamierzam łowić tyczką i batami, które muszę przyznać nie były ruszane od połowy zeszłego sezonu. Ale tym razem postawiłem na feeder klasyczny.
Dziś stawiam na zanęty od Fiskeri.
Plan był prosty, zabieram ze sobą dwa feedery i ruszam na karpie. Nadarzył się także świetny moment, aby poddać próbie nowe zanęty. Na małe, ale rybne łowisko zabrałem ze sobą uniwersalną zanętę bazową od Fiskeri, którą wymieszałem z waniliową zanętą tego samego producenta. Po otwarciu paczki doznałem przyjemnego zaskoczenia. Zanęta uniwersalna pachnie słodkim biszkoptem a po dodaniu waniliowej, drobniutkiej zanęty Competition wyszła bardzo przyjemna, aromatyczna, waniliowo-biszkoptowa mieszanka. Ponieważ moimi przeciwnikami miały być głównie karpie wiedziałem, że taki zapach będzie na pewno skuteczny. Zależało mi też na jasnym, żółtym kolorze, który karpie po prostu lubią. Warto dodać, że zanęta dobrze piła wodę, o czym muszę pamiętać podczas zabierania zanęt na rzeczne eskapady. Wkładką jaką dodałem do zanęty było 100 ml topionego, białego robaka oraz pół puszki kukurydzy konserwowej. Drugą połowę zostawiłem na tak zwane luźne donęcanie.
Towar już prawie gotowy. Pozostało dodać kukurydzę i topione robaki.
Kukurydza i topione białe dodały zanęcie treściwości.
Jeśli chodzi o taktykę, wstępnie nęciłem tylko koszyczkiem przeznaczonym do łowienia. Jedną linię obrałem blisko przeciwległego brzegu i tam posłałem pierwszy zestaw, a drugą wędkę zaklipowałem bliżej bo na 15 metrze. Celowo rozrzuciłem zestawy, ponieważ nie chciałem żadnych splątań w przypadku brania niezłego karpia. Wybór taktyki był z resztą trafny, bo jak się potem okazało niektóre ryby potrafiły mocno w łowisku „poodjeżdżać”.
15 gramowy koszyczek nabity waniliowym towarem.
Mały artysta, amator kukurydzy
Najpierw maluchy.
Piękne łuski. Śliczna ryba.
Tym razem karaś srebrzysty.
Już w drugim rzucie zanotowałem atomowe branie. Sprawcą zamieszania był mały około kilogramowy karpik. Zaraz potem kolejny karpiowy artysta walnął z takim impetem, że z hamulca prawie poszedł dym. Sprawny hol i kolejny karpik wylądował w podbieraku. Od początku druga linia w przybrzeżnej, przeciwległej strefie znacznie szybciej wnęciła ryby. Średnio co kilka góra kilkanaście minut notowałem porządną obcierkę lub po prostu gwałtowne, zabierające wędkę branie. Karpie okazami nie były, ale czułem, że w tym dniu zameldują się także dużo większe ryby. W końcu odpaliła krótka linia. Cierpliwe podawanie towaru przyniosło mi karpie i to znacznie lepszych rozmiarów. Cyprinusy smakowały się w kukurydzy konserwowej. Proste i skuteczne łowienie przyniosło mi bardzo dużo brań i wspaniałe ryby. Nowa zanęta również dała radę.
Tym razem branie z bliższej linii.
Takie karpie mogę łowić non stop.
To był wspaniały dzień, pełen wędkarskich emocji, holi i ryb. Wodom cześć!
Tekst i foto: Marcin Cieślak