Kolejna wizyta na Kanale Żerańskim, to zawsze dreszczyk emocji i pewna niewiadoma. Trudny technicznie akwen i zmanierowane ryby stanowią zawsze spore wyzwanie. Tym razem na wędkowanie umówiliśmy się z Marcinem, który na Żerańskim ma na koncie liczne feederowe sukcesy. Na miejscu okazało się, że dojedzie jeszcze Artur, więc czy rybki będą, czy nie, to w dobrym towarzystwie czas szybko minie:)
Zakładałem oczywiście, że będziemy łowić ryby i trzeba było dobrze się przygotować. O tej porze roku interesowały mnie jedynie leszcze, z resztą Żerański na ” Kobiałce” jest taki, że latem, albo łowisz leszcze, albo okonie, albo nic!
Kanał Żerański o tej porze, to bardzo urokliwe łowisko.
Postanowiłem zaryzykować z towarem i podać go tak ciężko, jak jeszcze w tej części królewskiego nie wędkowałem. To zawsze ryzyko, ale leszcz lubi gdy nic mu tam na dnie się nie rusza. Prócz ochotki i joka, ma sie rozumieć;) Zanęta również musi być w mojej opinii doskonale dowilżona, a nawet lekko przemoczona.
Zanęta, którą nie wybrałem nie będzie dla wielu wędkarzy niespodzianką. Na kanałowy białoryb od ubiegłego sezonu bardzo często zabieram zanętę Profess Optima. Czasem wybieram opcję Vanillia, a czasem Honey & Coconut. Oba aromaty doskonale się sprawdzają na mazowieckich wodach.
Zanęta w ilości 3/4 opakowania namoczona wodą z melasą Profess o aromacie miodu, została zmieszana w proporcji 1:3 z mieszanką argilii i gliny wiążącej. Całość była dość mocno klejąca i miała zalegać na dnie. Na wstępne nęcenie poszło do wody ponad 10 szklanek mieszanki.
Ciężki, ryzykowny wariant nęcenia. Czy coś mi w to wejdzie?
Założenie było bardzo proste. Łowić ciężko, stabilnie i nie rozpraszać się w liniach. Jedna typowo kanałowa odległość wędkowania czyli 23-25 metr. Wycieczka po stanowiskach kolegów pokazała, że ich towary też są dość ciężkie, ale nie a tak bardzo jak mój.
Po wstepnym nęceniu okazało się, że bez praktycznie żadnego porozumienia będziemy łowić niemal w jednej linii. Żaden z nas też nie postanowił rospraszać swojej uwagi i każdy zanęcił jedną linię. Podczas zawodów z pewnością byłoby inaczej. U Artura i Marcina bardzo szybko w łowisku pojawiły się pierwsze ryby. Atomowe niemal brania zadziwiły nas wszystkich, a po chwili na brzegu pojawiły się kanałowe leszczyki.
U mnie póki co trwała cisza, ale będąc pewnym swojej taktyki i towaru czekałem spokojnie delikatnie modyfikując zestaw. Wiedziałem, że towar jest bardzo ciężki i rybki wolniej znęcą się w łowisko. Za to jak już wejdą, to będzie łatwiej je utrzymać. Zaczynałem od wędkowania z haczykiami nr 16, ale dopiero gdy zszedłem na małe czerwone 20 miałem branie.
SPRZĘT: Do wędkowania uzbroiłem dwa pickery o długości 3.30m. Na obu wędkach nawinięta była plecionka 0,08 mm. Przypony z żyłki 010-0,09 o długości 70 cm -1 m. Na krótkich dystansach nie używam przyponów strzałowych. Zdziwienie budził również mój zestaw końcowy, pozbawiony skrętki. Ultra proste wędkowanie. Zestaw ani razu się nie splątał.
Mineła już około godzina wędkowania. Koledzy mieli po 2-3 ryby a u mnie cisza. Dwa pudła sprawiły, że zwiększyłem haczyk o jeden rozmiar, ale jednocześnie wydłużyłem przypon. To okazało się optymalnym rozwiązaniem, bo w końcu i u mnie pojawił się ładny leszczyk. Minęło jednak ponad 1,5 godziny. Ryby poprostu weszły w zanętę później i mimimalny tego dnia rozmair haczyka, nie miał znaczenia jeśli chodzi o pobieranie przynęty. Miał juz znaczenie jeśli chodzi o zacięcie. Zbyt mały hak ześlizgiwał się z twardej wargi leszczy.
Mam i ja. Cierpliwość i wiara w założoną taktykę została nagrodzona. To podstawa.
Kolejne rybki były tylko kwestią czasu. Brania były bardzo pewne i nie trzeba było specjalnie się wysilać aby je zobaczyć. Kilka ryb chciało nawet zabrać wędkę. Po jakimś czasie Artur nas opuścił i zostaliśmy na placu boju z Marcinem. Ja odrabiałem straty, łowiąc teraz więcej od mojego kolegi.
Ryby były mocno wypracowane i wyczekane. Nie było mowy o eldorado, ale tego żaden z nas się nie spodziewał. Leszcze reagowały w moim łowisku tylko na ochotkę! Ja z resztą żadnych innych robaków ze sobą nie miałem. To było piękne subtelne, ale w moim wykonaniu jeśli chodzi o towar paradoksalnie bardzo ciężkie łowienie. Które się sprawdziło! Nie były to zawody, więc nie ważyliśmy ryb, ale wyniki mieliśmy dość podobne. W miłej atmosferze z sympatycznymi gośćmi w trakcie (Sebastian, Rafał) zakończyliśmy wędkowanie:)
Kolejna lekcja na kanale za nami. Bez wątpienia niebawem wrócę, aby sprawdzić czy leszcze wciąż są i chcą współpracować. Zobaczymy jak będzie następnym razem. Póki co czas na odmianę i powrót do korzeni:)
Jeśli macie pytania zapraszam również na mój profil wędkarski: Tomek Sikorski Wędkarstwo
Tekst i foto: Tomek Sikorski
foto; Rafał Klimczak, Sebastian vel Bastorek