ZAWODY

ZŁOTE KARASIE I LINY Z GRĄŻELI

Jeśliby mi jeszcze dwa lata temu ktoś  powiedział, że będę mógł jeździć na związkową wodę i z premedytacją zasadzać się na nasze polskie, złote karasie, to bym popukał się w czoło i kazał mu spadać na drzewo. Jednak teraz już bym się grubo zastanowił, bo uwierzcie, że jest to możliwe. Nasza kołowa woda darzy karasiami złotymi, których ze świecą szukać na innych łowiskach. Przy okazji można złowić też kilka linków.

Tęsknota za złotymi karasiami jest ogromna. Łowiłem je wprawdzie na naszej wodzie już kilka lat temu nawet za pomocą method’y. Wtedy już byłem w ciężkim szoku, ale były to sporadyczne, pojedyncze egzemplarze, które trafiały się raz na  kilka wypadów. Teraz wiem, że mogę ich połowić praktycznie z marszu i to z premedytacją.

   Jeśli karasie zamieszkują dany akwen, to w takim miejscu z pewnością je spotkamy:)

Karasie bardzo lubią słodkie smaki. Do łowienia latem przygotowuję około kilograma zanęty Profess METHOD FEEDER, o smaku kukurydzy, wanilii i konopi. Jeśli mam mało czasu sięgam po podobny aromat, tylko w wersji READY również od firmy Profess. Sprawdza mi się również słodka mieszanka z dodatkiem skopex’u. Na wszelki wypadek, gdy ryba zeruje naprawdę dobrze, mam w torbie zapas, aby dorobić mieszankę. Przeważnie jednak wystarcza to co przygotowałem wcześniej.

Drugi sezon testuje te zanęty na różnych, przeważnie trudnych akwenach. Łowiłem już na Kanale Żerańskim leszcze, a na trudnym płytkim zalewie polowałem na płocie i leszcze i japońce. Teraz zabieram je także na karasie i liny. Nie pamiętam już kiedy używałem drogich zachodnich mieszanek. Na prywatne łowienie, gdy nie zabieram zbyt dużo robactwa dodaję do zanęty drobnego pelletu. W tym wypadku aby nie wybijać ryb z aromatycznego rytmu, będzie to pellet o zapachu konopi. Dzięki temu, gdy ryby już wejdą w łowisko, to pozostaną z nami na dłużej mając więcej troszkę grubszych frakcji.

Latem i tuż po wakacjach na karasie i linki zamieszkujące w  gliniankach i stawach najbardziej selektywną przynętą będzie zwykła kukurydza konserwowa. To znają wszyscy, bo to również najpopularniejsza, bądź jedna z popularniejszych przynęt stosowanych przez wędkarzy tzw. starej daty. Ci przyzwyczajają ryby do ziaren. Warto podglądać więc czym nęcą. Kukurydzę letnią porą dodaje chętnie również do zanęty.

WARTO UROZMAICAĆ WĘDKOWANIE : Trochę kukurydzy oraz martwe białe robaki  na początku wędkowania wrzucam do niewielkiej ilości melasy lub innego boostera. Przynęty przechodzą zapachem i nabierają innego smaku, który czasem może zrobić róźnicę.

Całość mieszanki zawsze rozrabiam z ziemią. Pomimo letniego okresu i licznym zakwitom wody, nie warto rybom serwować aromatycznej, bomby atomowej od razu w łowisko. Zubożenie mieszanki nada jej więcej naturalności. W tym wypadku wystarczy ziemia nawet z kretowiska.

Koszyk do wstępnego nęcenia wypełniony mieszanką z dodatkiem kukurydzy i białych robaków

Na poznanym już wcześniej łowisku z dużą populacją ryb, śmiało możemy zaryzykować bogate wstępne nęcenie. Podanie 6-8 dużych koszyków w okolice grążeli stworzy idealny stół do żerowania dla ryb. Pamiętajmy aby nie nęcić kilka centymetrów koło liści, a dać sobie metr czy dwa dystansu. W trakcie łowienia wszelkie błędy, zaczepy o rośliny, czy ryby zrywające przypony w podwodnym lesie  grążeli, mogą nas kosztować utratę brań. Gdy łowisko jest mi obce, nie stosuje wstępnego nęcenia, tylko podaję kilka małych koszyczków z treściwym towarem, tak aby nie spłoszyć ryb.

ZESTAW: Tak jak napisałem powyżej, moim orężem na spotkanie z karasiami i linami są pickery o ciężarze wyrzutu do 40 -50 gram. Te wędki pozwalają swobodnie łowić na dystansie do 25 metrów. Na dalszych odległościach wędkowanie staje się mało komfortowe, a precyzja rzutów spada drastycznie. Wędki takie na dalsze odległości są za miękkie. Natomiast przyjemność z holu średniej ryby jest niebywała.  Żyłka główna moim zdaniem nie ma specjalnego znaczenia i przeważnie jest to przedział 0,18- 0,20 mm, a przypon 0,12 – 0,10. Podczas zawodów feederowych bywa, że wycieniam się nawet do 0,08. długość przyponu w zależności od częstotliwości i „mocy” brań od 50 cm do metra. Haczyk nr 16-18.

Pierwszy w podbieraku zameldował się lin. Na pierwsze skubnięcie po bombardowaniu grubym koszykiem do nęcenia czekałem ponad pół godziny. Branie niestety zbyt wcześnie zacięte i chybione. Gdy człowiek naczeka się na pierwsze oznaki żerowania zbyt długo staje się nerwowy:) Drugie już konkretne odjeżdżające nie stanowiło problemu i wspomniany linek ok 35 cm pojawił się w podbieraku.

Cudownie ubarwiona i niezwykle silna jak na swoją wielkość rybka za chwilę wraca do wody.

Niezwykle ważna  w takim wędkowaniu jest aktywność. Wędkarzom startującym w zawodach nie trzeba o tym przypominać. Mają to w genach i do wody często wędruje nowa porcja zanęty z ziarnami lub robakami. Wędkarze, którzy bardziej cenią relaks z piwkiem w dłoni, często zapominają przerzucić koszyczka. jeśli leży on w wodzie pół godziny, z pewnością ryby dużo szybciej wymiotą towar i pójdą tam gdzie jest coś do jedzenia. Częste donęcanie przynosi efekty.

Pierwszy złoty karaś za chwilę trafi do podbieraka.

Ryby chętnie  weszły w obficie donęcane łowisko. Trafiały się złote karasie, karasie srebrzyste i liny. Kilka płotek również zasiliło moje konto, ale to nie one stanowiły cel mojej wyprawy. Z czasem gdy ryby się rozkręcały do koszyczka trafiało więcej robaczków i ziarna, tak aby utrzymać już znęcone skarby w łowisku. Nagrodą było czyste złoto!

Pomimo zmiennej pogody udało się skutecznie  powędkować i złowić trochę pięknych rybek. W trakcie wędkowania kilka razy padało i  kilka razy zza chmur wynurzało się słoneczko. Mimo wszystko ryby żerowały. Zmiana przynęty na pinkę, czy białego skutkowała braniem drobnego białorybu, z czego można wyciągnąć wniosek, że ryby małe żerują z karasiami i linami i nie są przez nie przeganiane. Jeśli przynęta jest żywa i  niewielka, to szybka drobnica przechwytuje ją zanim średnie ryby zdążą zareagować.  Na zakończenie już niemal w samo południe, wziął kolejny niewielki linek. Można się zwijać. Tego dnia udało się złowić kilkanaście fajnych złotych i zielonych skarbów. Wszystko na wodzie PZW.

Wody Polskiego Związku Wędkarskiego „Złów i Wypuść” mają to do siebie, że nie można zrobić zbiorczego zdjęcia ze złowionymi rybami. To dla wędkarzy sportowych, takich jak ja wada, bo fajnie jest się pochwalić kilkunastoma pięknie wybarwionymi rybami w siatce, ale jest druga strona medalu. Dla strażników i ludzi dbających o te akweny jasny sygnał, że ryby trafiają z powrotem do wody w dobrej kondycji i nikomu nie przyjdzie do głowy zabranie ich na patelnie. Przy okazji warto podkreślić wielką rolę Strażników Społecznej Straży Rybackiej, którzy poświęcają swój czas i środki i pilnują naszych akwenów, często z narażeniem zdrowia.  W tym miejscu Pozdrowienia i Szacun dla Artura „Piekarza”, Strażnika SSR z Błonia;)

tekst i foto:

Tomek Sikorski

 

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress