Kwietniowa wiosna rozgościła się w najlepsze. Łowiska wszelakiej maści powoli zaczynają tętnić wędkarskim życiem. Ostatnimi czasy, coraz bardziej pochłania mnie metoda drgającej szczytówki. Postanowiłem więc sprawdzić czy ciepłolubne ryby wybudziły się już z pozimowego letargu i zechcą po przyginać sygnalizacyjne szczytówki od moich wędek. Drgający rekonesans postanowiłem przeprowadzić na jednym z pobliskich łowisk, obfitującym w średnie ryby. Uzbrojony w dwie wędki typu feeder, przygotowałem zestawy z lekkimi 20 gramowymi koszykami. Koszyk zamontowałem luźno na pętli, a przypon usztywniłem jeszcze jedną mniejszą pętlą. Zestaw miał być prosty, pewny i skuteczny. Całość wieńczył przypon długości 40 cm. Zastosowałem szczytówki z oznaczeniem 1 oz., których grubość najbardziej pasuje mi na tym łowisku.
Koszyk zanętowy.
Przyszedł czas na mieszanie zanęty. Do mojego wiadra trafiła glina argille i glina rozpraszająca. Nadarzyła się też możliwość sprawdzenia nowych zanęt od firmy Goldfish. Do kotła wsypałem pół kilograma zanęty feeder i tyle samo zanęty karpiowej. Oprócz tego mieszankę dopaliłem prażonymi konopiami i atraktorem feederowym. Zanęta nabrała pięknej ciemnobrunatnej barwy. Zapach był nie od opisania. Czekolada z konopiami i nutą owocową. To musiało wypalić. Mięsną wkładkę stanowiły kastery i pinki. Na hak zakładałem od dwóch do ośmiu białych robaków.
Z zanętą Goldfish spotkałem się po raz pierwszy. Czy mieszanka będzie skuteczna? Zaraz się przekonamy.
Zaczynamy mieszanie…
Opakowania zanęty zamykane są strunowo. Na fotce po prawej : do zanęty powędrowały grillowane konopie.
Towar już prawie gotowy. Pozostało tylko dodać robaczki.
Pierwsze minuty poświęciłem na znęcenie ryb nieco większym koszykiem. Potem dwudziestogramowy koszyk powędrował w obszar nęcenia. Brania rozkręcały się z minuty na minutę. Na początku to karasie srebrzyste zwanie potocznie „japońcami” postanowiły skorzystać z mojej stołówki. Trafił się też linek i kilka płoci.
Pierwsza, srebrna ryba.
a także zielony braciszek.
Brania były pewne i co ważne było ich naprawdę dużo. W pewnym momencie uciążliwe stało się łowienie na dwie wędki, dlatego jednego z moich feederów, przezbroiłem w podajnik z „methodą”. Zawartość podajnika uzupełniłem grubszym pelletem i posłałem w łowisko w poszukiwaniu dużego karpia. Hak wieńczyła selektywna przynęta na grubego zwierza.
Lustrzenie i pełnołuskie z mojego akwenu miały jednak chyba wolne, bo żaden nawet nie powąchał mojego podajnika. No cóż jeśli karpie nie biorą, trzeba łowić karasiowe srebro. A te brało w najlepsze. Naprawdę te wdzięczne i waleczne ryby mogą człowieka umęczyć. Łowienie japońców w naszym kraju jest raczej zapomniane. Większość miłośników drgającej szczytówki skupia się przeważnie na leszczach oraz karpiach. A szkoda! Teraz kilka słów o Goldfish’u. Zanęta naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła. Oprócz walorów smakowo-zapachowych, moją uwagę zwróciły też zamknięcia strunowe opakowań, które są świetnym rozwiązaniem, jeśli nie zużywamy wszystkiego na raz. Takie rozwiązanie daje nam możliwość przechowywania świeżych spożywek przez długi okres czasu. Oczywiście spodziewajcie się też relacji z udziałem innych rodzajów zanęt od „złotej rybki”.
Ta ryba wybrała pinkę.
Potem było już tylko lepiej, a ryby zajadały się białymi robakami 🙂
Ten ponad kilogramowy, srebrzysty rozbójnik chciał mi zabrać wędkę. Branie było atomowe !
Kilka godzin spędzone nad wodą pozwoliły mi wyszaleć się z drgającą szczytówką. Patrząc na mój wynik, dzień powinienem chyba uznać za udany. Złowiłem ponad 26 kilogramów karasiowego, żywego srebra. Po cichu liczyłem na karpie, ale te w tym dniu nie zwracały zupełnie uwagi na moje zestawy. Z resztą u sąsiadów łowiących na kulki również efektów nie było widać. Na karpie zapoluję więc następnym razem, a wynikami na pewno się z wami podzielę. Dodam jeszcze, że wszystkie ryby ze zdjęcia poniżej, po szybkiej sesji odzyskały wolność. Do następnego.
26 kilogramów i 300 gram karasiowego, żywego srebra.
Tekst i foto: Marcin Cieślak
Foto: Tomek Sikorski