Lista zawodników na Rapa Cup dzięki dużemu rozgłosowi, po kilku dniach była już niemal pełna. Ze względu na charakter łowiska liczba miejsc była ograniczona do trzydziestu. Z potulickim zbiornikiem pierwszy raz zetknąłem się podczas jednych z majowych zawodów. Jako, że uwielbiam szybkościowe łowienie, bez wahania powiedziałem, że muszę w nich wystartować! Wiedziałem, że nie będzie to lekka przeprawa ponieważ w zawodach startowało wielu utytułowanych zawodników. Z racji tego, że woda jest bardzo równa liczyłem, że da się wygrać z każdego stanowiska. Do zawodów podszedłem z wielkim zapałem i żądzą wygranej. Na bieżąco dowiadywałem się, co dzieje się nad wodą. Niestety czas nie pozwalał mi się wybrać nad wodę, nie wcześniej niż dzień przed zawodami.
Sobotni trening
Kilka dni przed zawodami wraz z kołowym przyjacielem, Mateuszem Łapaczem zaczęliśmy ustalać taktykę. Dochodziły nas słuchy, że na zbiorniku zaczęły pojawiać się leszcze w granicach 500-700 pkt, co zaczęło nam trochę mieszać w głowie. Doszliśmy jednak do wniosku, że nic nie kombinujemy i staramy się łowić „szybkościowo”, płotki z próbą dołowienia leszczyka. Oczywiście, o ile te pokażą się w łowisku. W sobotę, chwilę przed południem wybrałem się na trening z naszym wspólnym, kołowym przyjacielem Bartkiem Krzyżakiem. Ja postanowiłem łowić 10m tyczką, zaś Bartek postawił na matcha. Na trening przygotowałem mieszankę 12 l glin (glina Argille, glina rozpraszająca, ziemia) wszystko podając w stosunku 1:1 . Bazę zanętową stanowiła mieszanka płociowa. Do wszystkiego dorzuciłem po 100g prażonych konopi i siemię lnianego. Robactwo składało się z 0.5l dżokersa i 100ml mrożonej pinki. Zanętę na pierwsze nęcenie podałem w stosunku 2 litry zanęty, do 8 litrów gliny, do tego dorzucając 300g dżokersa i 50ml pinki. Tworząc jednolitą masę, postanowiłem nic nie doklejać. Połowę mieszanki wrzuciłem lekko ściśniętą, która miała uderzyć i rozpaść się o taflę wody. Drugą część mocniej ścisnąłem, aby kule doleciały do dna. Zestawy jakie sobie przygotowałem, oparłem o spławiki następujących gramatur : 0.4; 0,6; 0.8; 1g oraz 1.5 i 2 g, w razie gdyby miały pojawić się wspomniane leszczyki.
Kwadrans po trzynastej zaczęliśmy łowienie. Już po pierwszych trzech płotkach mam dużą rybę na kiju! Ryba zdołała wyciągnąć spokojnie około 5 m gumy, po czym wypięła się. Naszym zdaniem był to karp, który coraz częściej stanowi przyłów na pruszkowskim akwenie. Liczyliśmy, że płotki będą z minuty na minutę się rozkręcać, ale z każdą minutą robiło się coraz gorzej. W dodatku w sygnalizacji brań przeszkadzały małe okonki. Nie wróżyło to nic dobrego. Nie pomagało donęcanie i skakanie gruntem. Po prostu płotek w łowisku nie było. Ja w słabym tempie odławiałem małe „roache”, zaś Bartek z matcha łowił jeszcze gorzej. Co jakiś czas do siatki mojego kompana trafiał niewielki jazgarz lub kiełb. Trening zakończyliśmy po godzinie szesnastej. Po trzech godzinach łowienia w mojej siatce było zaledwie około sto płotek! Jak na sławetny Potulik był to bardzo słaby wynik. Bartek złowił zaledwie kilka rybek. Po powrocie do domu zaczęły się przygotowania do kolejnego dnia. Zacząłem dopieszczać ostatnie szczegóły. Usiedliśmy jeszcze raz z Mateuszem i zaczęliśmy na spokojnie analizować taktykę. Postanowiliśmy, że na zawodach będziemy strzelać luźną konopią i podamy kilka kulek dżokersa, doklejonego Liant a Collerem.
Dzień zawodów
Pobudka, szybka kawa i kilka minut po piątej byłem już nad wodą. Punktualnie o szóstej, po szybkiej odprawie technicznej i sprawnym losowaniu przyszedł czas na rozstawianie stanowisk. Wszyscy rozeszliśmy się na swoje strefy i zaczęło się wielkie przygotowanie, na które mieliśmy aż 2.5 godz.
Ostatnie poprawki Maćka Chłopeckiego.
Los rzucił mnie do mocnego sektora od drogi. Miałem przyjemność stawić czoła m.in Marcinowi Kosterze, czy Magdalenie Jasińskiej. Mateusz z Bartkiem trafili do wspólnego sektora, gdzie zapowiadała się bratobójcza walka moich kołowych kolegów.
Rzut oka na sektor A od tak zwanego „chodnika”.
sektor B od rzeki Utraty.
oraz sektor C od cypla.
Zestawy i nęcenie.
Marek Stachurski podczas wstępnego nęcenia.
Tak jak na treningu postanowiłem na tyczkę, w odległości dziesięciu metrów od brzegu. Rozłożyłem sześć topów. Trzy topy uzbroiłem w gumy 0.70, a do pozostałych wsadziłem gumy 0.80. Zrezygnowałem z zakładania ciężkich leszczowych zestawów i postawiłem na spławiki w gramaturach od 0.4 do 1g. Wszystkie zestawy zawiązałem na żyłkach o średnicy 0.12 milimetra. Na przypony użyłem nieco cieńszych żyłek w granicy 0.10 milimetra, z hakami numer 18. Dość grube średnice żyłek miały pomóc w nie plątaniu się zestawów. W mojej ocenie przy szybkościowym łowieniu, na które bardzo liczyłem jest to bardzo ważne. Gruntowanie przebiegło sprawnie i jest to element, któremu poświęcam zawsze bardzo dużo uwagi. Tak jak dnia poprzedniego do kotła trafiły dwa litry zanęty i osiem litrów gliny oraz garść gotowanych konopi, 200 g dżokersa i tym razem 100ml pinki. Wszystko miało tworzyć jedną, spoistą mieszankę. Pierwszą część kul ulepiłem lekko ściśniętych. Miały rozpaść się po uderzeniu o tafle wody. Kolejne kule dokleiłem klejem i ścisnąłem mocniej. Do tego podałem sześć kul z kubka, gdzie znajdowało się 150ml mocno sklejonego dżokersa.
Maciej Chłopecki od początku odławiał rybę za rybą.
Adam Laskowski, Tomasz Pogorzelec i młodziutki Kacper Wróblewski w akcji.
Mateusz Łapacz, tym razem musiał bezpośrednio rywalizować z kołowym kolegą Bartkiem Krzyżakiem.
Madzia Jasińska i Grzegorz Tandecki w akcji.
Łowienie.
Sygnał pozwalający łowić rozbrzmiał dokładnie o dziewiątej. Pierwsze wstawienie i mam płotkę. Zapowiadało się dobrze, bo kolejne wstawienia przynosiły kolejne ryby, które szybko lądowały w siatce. Po piętnastu minutach pierwszy raz donęcam. Ryba z minuty na minutę rozkręcała się, a ja łowiłem w bardzo dobrym tempie. Pogoda od pierwszych minut nas nie rozpieszczała. Słońce świeciło tak intensywnie w twarz, że momentami nie dało się zauważyć spławika. Po pierwszej godzinie widziałem, że ewidentnie prowadzę w sektorze. Pozostali łowili, ale znacznie gorzej. Niestety, po półtorej godziny ryba zaczęła odskakiwać, co podczas tego typu szybkościowego wędkowania jest często regułą.
Kuba Pamięta trafił do jednej strefy z Piotrkiem Pytkowskim.
Po kolejnych próbach donęcania płotki wróciły tylko na chwilę i znowu odskoczyły. Potem pojawiły się niewymiarowe okonie i małe jazgarze. Już na treningu widzieliśmy, że jedyne pewne rybki blisko brzegu to kiełbie i jazgarze. Szybko podałem dwa kubki dżokersa na półkę, dwa metry od brzegu i po dziesięciu minutach zacząłem łowić tam jazgarze. To właśnie tymi rybkami budowałem wynik do końca zawodów. Przez ostatnie dwie godziny udało mi się dołowić około 70 jazgarzy i kilka płotek. Moja waga to 2820 gram. Ten wynik pozwolił mi wygrać nie tylko sektor, ale jak się okazało także całe zawody.
Wynik Maćka Chłopeckiego dał szczęśliwemu łowcy trzecie miejsce na podium.
Bartek Krzyżak wywalczył drugą lokatę na pudle.
Moje zwycięskie ryby.
Arek Szczepaniak i Marcin Sobczak ze swoimi połowami
Podsumowanie.
Po ważeniu przyszedł czas na bardzo smaczny posiłek. Organizator dopilnował, aby żaden z zawodników nie wrócił głodny do domu. Podsumowując, imprezę uważam za bardzo udaną! Chciałbym, gorąco podziękować w imieniu swoim, jak i kolegów, organizatorom za tak liczne i wartościowe nagrody, oraz za organizację na bardzo wysokim poziomie. Warto przypomnieć, że pula nagród sięgnęła ponad trzy tysiące złotych!
Najlepsza szóstka
Tekst: Mateusz Bobowski
Foto: Cezary Wieczorek, Tomasz Sikorski.