ZAWODY

WYCHODZONY KLEŃ

Bzura , jedna z najpiękniejszych rzek Mazowsza.

Do tej wyprawy zbieraliśmy się od dłuższego czasu. Początek jesieni przyniósł nam piękną, istne letnią pogodę. Postanowiliśmy już dłużej nie czekać i te „letnie ostatki” spędzić z wędką ,brodząc w Bzurze. Celem naszej wyprawy  były jazie i klenie, których w tej rzece  nie  brakuje. Osobniki 50 plus nie są rzadkością. Przechytrzyć taki okaz  to już sztuka, ponieważ są bardzo płochliwe i niejedną przynętę już widziały. Nam do zwabienia klenio-jazi miały posłużyć  wszelkiego  rodzaju   smużaki oraz  woblerki  schodzące do  50 cm pod wodą.


  

nasze kleniowe woblerki.

Pierwszy dzień naszego wędkowania  minął na rozpoznaniu miejscówek i wypatrywaniu ryb. Oprócz okoni nic więcej  na kiju nam się nie uwiesiło. W drodze powrotnej zastanawialiśmy się  co  poszło nie  tak. Paweł uważał że łowimy trochę za”grubo”. Daniel natomiast  miał wątpliwości czy jest  sens  brodzić  skoro  używając blisko trzymetrowych wędek można spokojnie poprowadzić przynętę.

Mi  nie  pasowała  pora wędkowania i uważałem że  pod wieczór będzie lepiej. Każdy z nas w mojej opinii i jak się później okazało miał rację, ale o tym za chwilę. Następnego dnia nad wodą zjawiamy się przed godzina siedemnastą. Paweł z Danielem  od razu idą w dół rzeki w okolice wyspy gdzie  dzień wcześniej wypatrzyli  trzy ładne klenie.

Ja  zanim do nich dołączę postanawiam nawinąć nową żyłkę 0,14 mm i połowic trochę między kamieniami . Uważam że do łowienia na smużaczki i małe woblerki  żyłki w przedziale  o,14-0,16 mm  będą najbardziej odpowiednie.

Żyłki Carboline. Idealne rozwiązanie dla spinningistów.

Słońce powoli zachodzi. Chowa się za drzewami stawiając kropkę na końcu dzisiejszego  ciepłego dnia. Dołączam do chłopaków. Nie stoją w  wodzie  tylko na brzegu  w wysokiej trawie. Stawiam  ostrożnie każdy  krok by nie spalić im miejscówki. Daniel pokazuje mi namierzone ryby. Piękne klenie! Dwie sztuki  co i raz  wychodzą z podwodnych traw odprowadzając wzrokiem nasze przynęty. Paweł w międzyczasie łowi okonia  stojąc   50 metrów od nas. Przyznam szczerze że nasze kleniowe „przysmaki”  pasowały także  pasiakom.

W Bzurze okoni jest sporo i myślę, że kiedyś zostaną bohaterami jednego z naszych tekstów. Już prawie  zmierzch postanawiamy oddać  jeszcze kilka rzutów przemieszczając się w kierunku samochodu. Czyżby kolejny dzień bez klenia. Daniel rzuca  za kamień. Przynęta chwile swobodnie płynie z nurtem. Po paru obrotach korbką kołowrotka zaczyna pracować, smużąc taflę wody. Nagle zawirowanie, plusk i zacięcie! Niestety nie w tempo. Postanawiam rzucić w to samo miejsce. Może powtórzy atak ? Pozwalam  smużakowi spłynąć kilka metrów. Dwa obroty i siedzi ! Wiemy że to kleń. Przez chwile  nawet pokazuje się, wyskakując nad wodę. Po chwili ucieka w podwodną trawę. Siedzi w zaczepie! Lekko podciągam, ale klenisko ani drgnie siedząc w trawach. Cwaniaczek wie że tam jest bezpieczny. Podciągam  trochę mocniej i czuję luz na żyłce. Niestety  ryba wraz z imitacją żuczka nie ucieszy  tym razem  obiektywu mojego aparatu. Wracając do domu czujemy niedosyt. Ale  co nas nie zabije to nas wzmocni :). Następnego dnia witamy Bzurę o poranku. Tym razem  bez Pawła ale z Kamilem, który zna każdy przelew na tej malowniczej rzece. Obławiamy spory odcinek rzeki. Co prawda trafiają się małe okonki i kleniki  ale szału nie ma. Postanawiamy   na dziś odpuścić  bo czasu nie mamy zbyt wiele a wiatr  jest na tyle duży, że utrudnia rzuty małymi woblerami.

  

Wrócimy w sobotę jak czas pozwoli, a przez dwa dni może  pogoda się ustabilizuje. Niestety w piątek dzwoni Daniel, że weekend ma  zajęty i odpuszcza kleniową eskapadę. No trudno, zapolujemy  we dwóch. W sobotę  nad  Bzurą zjawiamy się  kilka minut po 12 . Ubieramy spodniobuty i powoli schodzimy w kierunku  koryta rzeki.  Po cichu by nie spłoszyć ryb stojących  przy brzegu. Postanawiamy się rozdzielić. Ja idę w górę a Paweł w dół rzeki. Umawiamy się, że za dwie godziny spotykamy się  na kamieniach i decydujemy co dalej. Czas ten mija bardzo szybko. Ja  nie mam nawet kontaktu z rybą. Na miejscu „zbiórki” jestem pierwszy  i czekam na Pawła. Wraca ! Już z daleka widzę „banana” na jego twarzy. Krzyczę  do niego.

Masz ?! Złapałeś ?!

A ten idzie i cieszy  się jak dziecko. Jest! Wychodzony kleń! Może nie okaz, ale ponad 40 cm już cieszy oko. Stał w kamieniach i  wychodził do smużaka  dwa  razy. Piękna i bardzo  cwana  ryba. A jest ich w Bzurze naprawdę dużo. Na pewno wrócimy  w  to malownicze miejsce  i nie  raz zapolujemy jeszcze na klenia. Bo rzeka  przeżywa  w ostatnich latach  renesans. Z niegdyś zanieczyszczonej chemikaliami  rzeki, dziś jest czysta i pełna ryb. Presja  na Bzurze jest dużo mniejsza  niż na  większych mazowieckich rzekach. Na obławianym przez nas odcinku  przez 4 dni spotkaliśmy  dwóch wędkarzy, którzy tak jak my – ryby do domu zabierają tylko na zdjęciach. Do zobaczenia nad Bzurą.

Wychodzony kleń.

Teskt i foto: Piotr Cieślak

Foto: Paweł Cieślak 

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress