Malowniczy kompleks stawów w „Szczęsnem” zaczyna coraz częściej gościć wędkarzy, którzy chcą tu stawać w szranki i konkury i uczestniczyć w zawodach. Prosta linia brzegowa, daje możliwość równej rywalizacji 15-tu moczykijom spragnionym rozrywki typu Big Game.
Strefa łowiska przeznaczona na zawody jest bardzo płytka. Na 13 metrze tyczki głębokość waha się od 60 cm do ok metra, ale losującym płyciznę zawsze pozostaje sięgnięcie po method feeder i match. Właśnie ta dowolność technik nieco w stylu angielskich zawodów, pozwala rywalizować niemal na równi wędkarzom „amatorom”, z tymi którzy wyposażeni w drogi sprzęt stają do walki kilkadziesiąt razy w sezonie. Bariera sprzętowa znika bez śladu.
Niestety afrykańska niemal pogoda, która od kilku dni nam towarzyszyła, w połączeniu z płytką wodą kazała sądzić, że ryby w dniu zawodów raczej nie będą współpracowały. Dobry towar w niewielkiej ilości i wszechstronność we władaniu różnymi technikami mogły być tego dnia kluczem do sukcesu.
Dwa rodzaje pelletu Winner plus syrop truskawkowy, którego zapach rzeczywiście przypomina …truskawkę.
Pod koniec ubiegłego sezonu doszedłem do wniosku, że choć ryby na komercji są duże, to wbrew pozorom nie należy im sypać na głowę wiader zanęty. Tu liczy się dobrej jakości towar, w niedużych ilościach. Tak też się przygotowałem do moich pierwszych w tym sezonie zawodów typu Big Game. Przygotowałem niewiele mieszanki, oraz dobrej jakości pellety, które pozwolą mi skutecznie utrzymać rybki w łowisku. Nie zapomniałem także o standardowym wyposażeniu na komercyjne łowiska, czyli białych, pinki i kukurydzy.
Nęcenie rozpocząłem od podania towaru pod tyczkę. Tu poszło ledwie 3 kulki spożywki z pelletem, trochę robactwa i ziaren. Na odległość ok 30 metrów, czyli tam gdzie wygruntowałęm matchówkę posłałem 8 kul zanęty, a samo wędkowanie rozpocząłem od methody.
Już po chwili od rozpoczęcia zawodów, piękny i silny karaś trafił do podbieraka, a ja cieszyłem się z pierwszych punktów. Karasie na samym początku brały jeszcze tak jak na method feeder przystało, czyli pewnie i mocno. Trafiały się sztuki od 300 do nawet 700 gram.
Pogoda co raz mocniej dawała się we znaki, ale obserwując sąsiadów wiedziałem, że na razie jest dobrze. Konkurencja jednak nie śpi, a łowiący obok Tomasz Urbański i Tomasz Pogorzelec wiedzą jak zrobić użytek z wędki. Trzeba się porządnie skoncentrować i kontrolować sytuacje.
W pewnym momencie kątem oka zauważyłem, że bardzo daleko wyjechał amortyzator z tyczki Staśka Bladowskiego, organizatora zawodów. Za kilkanaście minut zerkając znów w tę stronę obrazek się powtórzył i okazało się, że łowiący na stanowisku nr 2 zawodnik ma na kiju prawdziwą torpedę. Po długim holu udało się rybę wyciągnąć na brzeg. Amur ważył 8 kilogramów i dał swemu łowcy spory handicap już na początku imprezy.
(Fot.M.Puchalski ) Niestety zdjęcia łowcy z rybą nie dane było mi uczynić
Straty należy odrabiać, tym bardziej, że u innych szału nie ma i wiem doskonale, że póki co łowię na pudło. Method feeder wciąż był skuteczny, choć brania stały się bardzo delikatne. Brakowało tylko kropki nad i w postaci większej rybki. Do mojej siatki oprócz ładnych karasi trafił tylko jeden karp.
Karpik choć nieduży, to silny i pięknie wybarwiony. Takie są tutejsze”dzikusy”.
Zerkałem często na to co dzieje się u łowiących wspomnianych powyżej zawodników, którzy wciąż z mizernym jednak skutkiem próbowali się dobrać do ryb z tyczki. W pewnym momencie po strzale z procy zobaczyłem, że w moim „tyczkowym” polu nęcenia poszła delikatna falka. Przy 60 cm gruntu, ruchy dużych ryb mogą być widoczne na powierzchni i trzeba być uważnym. Szybkie wstawienie, kilka prowokacji i guma 2,5 mm elegancko wyjeżdża w kierunku środka akwenu. Mam coś fajnego, jednak po krótkim holu rybka schodzi. To pierwsze moje tyczkowe łowy w tym sezonie na komercji i niestety brak obłowienia i regulacji gumy zrobił swoje. Wyjechałem więc kubkiem pelletu i wróciłem do methody. Po wyholowaniu kolejnego karasia ze środka akwenu znów wstawiłem zestaw skrócony i sytuacja się powtórzyła. Ryba przyszła do mojego zanętowo-pelletowego stoliczka, ale kolejny spinka wybiła mi z głowy, dalsze próby bo do końca zawodów pozostała dosłownie chwila.
Ważenie potwierdziło słabe żerowanie ryb, a niektórzy doświadczeni koledzy nie zanotowali nawet 2 kilogramów w swoich siatkach. Do niektórych uśmiechnęło się jednak szczęście. Mariusz Puchalski rzutem na taśmę w ostatni kwadrans zapewnił sobie 3 miejsce łowiąc 2 przyzwoite karpiki.
Ja ostatecznie zająłem 2 miejsce z wynikiem 9040 zbudowanym w stu procentach za pomocą method feedera.
Zawody wygrał łowca 8 kilogramowego amura, Stasiek Bladowski z łącznym wynikiem 12 tysięcy punktów.
Pierwsza trójka z nagrodami rzeczowymi.
Wyniki zawodów.
Tekst i foto: Tomek Sikorski
foto: Tomek Urbański i Mariusz Puchalski.