Ponoć „nie ma złej pogody na ryby, a są tylko źle ubrani wędkarze”. To hasło zdaje się pasować idealnie do nastroju w jakim jechałem potrenować łowienie drobiazgu, na adamowskiej Kwaszarni.Ostatnio z braku czasu jeśli zaplanuję wędkowanie, to choćby świat się walił – nie odpuszczam. Więc to że cały czas pada nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia! Oczywiście nie sposób pominąć, że miałem jeszcze jeden powód, że pomimo paskudnej aury nie dałem za wygraną. Był nim zakupiony kilka dni wcześniej kombajn Colmic Match 1480, ale od początku…
Na łowisku byłem po piątej. Nad woda prawie żywej duszy, nie licząc śpiących w aucie karpiarzy, których solidne wędziska stały prawdopodobnie bezrobotne na tripodzie przez całą noc.
Padający od kilkunastu godzin deszcz na chwilę jakby spuścił z tonu, więc nie mitrężąc czasu, szybko wypakowuje graty z samochodu. Było to słuszne posunięcie, bo gdy tylko zdążyłem się rozbić i rozłożyć parasol, deszcz przypomniał sobie, że zgodnie z prognozami miał przecież padać cały poranek. W tym momencie warto powiedzieć, że nie taki diabeł straszny i po kilku rozłożeniach kombajnu w domu na sucho, nad woda montaż tego kolosa zajął mi stosunkowo mało czasu.
W wiaderku wymieszałem kilogram klubowego płociowego sensasa, pół kilo glinki extra oraz dwa kilogramy gliny argille. Wszystko okraszone nieco wanilią. Zanęta, choć skromna w składniki to przygotowana starannie, bo wprawdzie zdawałem sobie sprawę, że małe ryby, które będę łowił nie wymagają cud-mieszanek, to liczyłem, że do dobrej zanęty podejdą jakieś bonusy. Zacząłem punktualnie o 6 łowić małe rybki. Były to wszędobylskie mini płotki, krąpiki i uklejki, które od czasu do czasu przechwytywały przynętę. Założyłem sobie, że dobry wynik osiągnę łowiąc jedną rybkę na minutę. Niestety, wytrwałem tylko pół godziny w tym tempie, a potem zaczęły się schody. Wiatr i deszcz konkurowały mocno o to, który z nich da mi bardziej w kość. Wiatr utrudniał szybkie techniczne łowienie, bo przy pustym zacięciu ciężko było złapać zestaw. To samo było przy rybkach wielkości monety, które niczym żagle targanie wiatrem oddalały się ode mnie po wyjęciu z wody. Pochylone trzciny mówią wszystko.
W połowie treningu mam w końcu na kiju pierwszego bonusa, ryba jednak po dość mocnym odjeździe urywa cienki przypon. Po jakiejś pół godzinie sytuacja się powtarza, ale i tym razem nie udaje mi się wyholować zdobyczy. Po chwili wkurzenia i kubku gorącej kawy wracam do łowienia żyletek. Pod koniec wędkowania w czwartej godzinie pogoda się poprawia, a rozmiar rybek nieznacznie się zwiększył. Staram się podgonić stracony czas nie spodziewając się tego, co nastąpi za chwile. W międzyczasie dzwoni Darek, który z wraz z Jackiem miał łowić od piątej, ale chyba pogoda ich wystraszyła. Przyjadą później. W pewnym momencie po jednym z wielu brań następuje dziwna sytuacja. Na początku wydaje się, że zacinam kolejną żyletkę, ale po jakiś dwóch sekundach ryba robi piękny odjazd i muruje do dna. Co u licha, myślę sobie i odruchowo chwytam podbierak. Po chwili ruszam rybę z dna, pamiętając jednak, że przypon 0,08 nie pozwala na zbytnie szaleństwo z mojej strony. Staram się amortyzować walkę ryby i udaje mi się podciągnąć ją ku powierzchni. W tym momencie osłupiałem. Oczom moim ukazuje się około 60 cm sandacz! Ryba jednak szybciej niż ja „otrzeźwiała” i gdy tylko poczuła powietrze w nozdrzach puszcza krąpia. Moja wędka się prostuje, krąp z zestawem strzela do góry i wpada z powrotem do wody. W tym momencie sandacz o dziwo atakuje ponownie rybę i przez kilka sekund znów czuje go na bacie. Tym razem puszcza szybciej, a ja osłupiały wyciągam zestaw z krąpiem opatrzonym wampirzym śladem zęba i prawie bez łusek. No cóż było to ciekawe zakończenie treningu. Złowiłem około 160 rybek, o łącznej wadze 2600 gram(bez wiadra;).
Wynik niezbyt dobry, bo wychodzi średnio ryba na 1,5 minuty i żeby powalczyć o dobre miejsce w nadchodzących zawodach trzeba parę rzeczy zmienić oraz konkretnie przyspieszyć. Trochę wprawdzie można zrzucić na parszywą pogodę i moje „jaranie się” kombajnem, ale i tak trzeba się lepiej postarać. Na łowisku pojawiają się Darek z Jackiem, więc jest też szansa na małą sesję zdjęciową na nowym nabytku:)
Emocje były i to najważniejsze. Warto dodać, że jeśli chodzi o wygodę łowienia, to zastanawiam się dlaczego dopiero teraz kupiłem kombajn?!Szczegółowy opis postaram się spłodzić jak sprzęt mi trochę posłuży.
Tekst i foto: Tomasz Sikorski