Mokry deszczu się nie boi! Nie tym razem… Szóste klubowe zawody moczykijów przeszły do historii jako najmniej rybne, ale zarazem najbardziej deszczowe ze wszystkich edycji. O pogodzie napiszę krótko. Lało bite siedem godzin naszej batalii. Jeśli chodzi o frekwencję tym razem grono powiększyliśmy do 12 osób. Mimo ulokowania zawodników na dwóch zbiornikach, wszyscy byliśmy jednym sektorem a zwycięzce miały wyłonić tury. Najlepsze miejsca, czyli osoby które zgromadzą najmniej punktów po dwóch turach stają na pudle. Podczas zbiórki losowaliśmy od razu dwa stanowiska na obie odsłony tak, aby potem szybko i sprawnie zmienić miejsce po trzech godzinach zmagań. Po bardziej i mniej szczęśliwym losowaniu ruszyliśmy na stanowiska.
Zawodnicy w wirze przygotowań
Jacek Piekut podczas przygotowywania zanęty
Piotrek Lelaniak podczas odmierzania dystansu łowienia
Łukasz Wiśniewski i Paweł Sobolewski w akcji.
Marcin Modrzejewski i Kazik Leleniak zaraz będą gotowi.
Pierwsze trzy godziny bardzo szybko zweryfikowały kto zabrał odpowiednią odzież, a kto będzie musiał walczyć nie tylko z rybami ale również z pogodą. Skuteczne łowienie rozpoczął Grzesiek Samul, który bardzo szybko skusił do brania trzy piękne japońce. Końcowy wynik Grzesiek podparł jeszcze przyzwoitym karpiem. Waga 7095 gram dała temu sympatycznemu zawodnikowi drugą lokatę po pierwszej turze. Lepszy okazał się Damian Bartosiewicz, który w połowie rywalizacji zgłosił do wagi dwie ryby ważące 9315 gram! Ponad trzykilogramowy karpik padł również moim łupem. Okazało się, że ryba ta dała mi trójkę turową. Oprócz mnie punktowali jeszcze Łukasz Wiśniewski i Paweł Sobolewski. Ten ostatni co ciekawe 1605 punktów zbudował łowiąc płotki. Reszta nie miała tyle szczęścia. Niektórzy mieli tylko obcierki, bez większych wskazań, inni spinali potężne ryby, które rwały przypon, albo schodziły z haka. Mimo wzmagającej się ulewy każdy czuł wolę walki przed drugą, jak się okazało, jeszcze cięższą turą.
W połowie zawodów Grzesiek Samul wyłowił z wody ponad 7000 punktów.
Największą rybę zawodów złowił Damian Bartosiewicz
Ten karpik dał mi, jak się potem okazało, punkty na piąte miejsce w całych zawodach.
Łukasz Wiśniewski uplasował się na siódmym miejscu w klasyfikacji generalnej.
Druga odsłona przywitała nas ulewnym deszczem i większym wiatrem. Zrobiło się znacznie chłodniej a przemoczone ubrania dość szybko paraliżowały niektórych zawodników. Dało się odczuć, że niektórzy pracują kijami mniej skutecznie i wolniej. Na początku drugiej tury dużego karpia zameldował Kazik Lelaniak. Ryba ważyła blisko pięć kilogramów! Ta sztuka nie udała się Maćkowi Waleckiemu, Grześkowi Samulowi a także Marcinowi Modrzejewskiemu ponieważ panowie przegrali walkę z dużymi karpiami. Czasem tak bywa, że to ryby są sprytniejsze. O największym pechu może mówić chyba Kuba Jasztal, który zaciął dużą rybę równo z końcową syreną.
Po lewej wystawa parasoli… Po prawej Kuba Jasztal podczas namaczania pelletu
Największą rybę drugiej tury wyholował Kazik Lelaniak
Mały linek to również cenne punkty.
Kuba miał 10 minut na bezpieczne wyholowanie ryby, ale sztuka ta niestety się nie udała. Po emocjonującym holu ryba wygrała walkę i zerwała przypon. Oprócz tych zdarzeń nieliczni punktowali karasiem lub linkiem. Największą determinacją wykazał się Paweł Sobolewski, który oprócz kilku płoteczek wyłowił z wody dwa piękne karpie. Te ryby pozwoliły mu wygrać drugą turę i całe zawody. Z tego miejsca wielkie gratulacje. Ponad 10 kilo ryb w takich warunkach robi wrażenie.
Jeden z karpików Pawła Sobolewskiego.
Zawody zakończyliśmy honorując dyplomami i pucharami najlepszą piątkę zawodów. Reszta zawodników otrzymała pakiety zanętowe, pellety i przynęty do methody. Mimo ciężkich warunków kilka osób już zapowiedziało swój udział w następnych zawodach. Przeczytacie o tym wkrótce na łamach naszej www. Wodom cześć.
Uczestnicy
Tekst i foto: Marcin Cieślak