Przełom lutego i marca przyniósł kapryśną pogodę i liczne opady deszczu lub deszczu ze śniegiem. Temperatury nawet jeśli podskakiwały do kilku stopni, były skutecznie hamowane przez silne i porywiste wiatry. W marcu jak w garncu! O ile na pogodę zaradzić można, bo wystarczy się ubrać cieplej lub przeciwdeszczowo, to na podwyższone stany wód człowiek wpływu nie ma. Bardzo chciałem wrócić do rzecznego wędkowania, ale przy wodzie podniesionej dobre półtora metra, wyprawa nad dużą nizinną rzekę mijała się celem.
Halibut i Robi red- mieszanka na tutejsze leszcze.
Do wyboru miałem oczywiście Kanał Żerański, ale echa niosły, że zaczęły brać płocie, co z kolei przyciągnęło do Aleksandrowa i Nieporętu chyba połowę mazowieckich wędkarzy. Wędkowanie w natłoku jest zdecydowanie nie dla mnie, dlatego wybrałem się na leszcze na pobliskie łowisko. Tym razem postawiłem na methodę. Do kuwet wsypałem lubianą przez leszcze mieszankę halibuta i robin red od Profess. Miałem ze sobą także stonowaną ciemną zanętę do methody o zapachu białych robaków.
Leszczowe dumbellsy smoke założę na gumkę na wlosie.
Mimo zimnej aury, tutejsze leszcze lubą konkrety. Przekonałem się już, że na tym akwenie methoda potrafi być skuteczniejsza niż finezyjne łowienie klasykiem z ochotką i dżokersem. Jeśli chodzi o przynęty postawiłem na mikrusy i małe leszczowe dumbellsy. Miałem ze sobą także alternatywę w postaci małych kulek – fluo boiles.
Szybki hol i ryba w podbieraku
Najpierw małe leszczyki
Później okazalsze sztuki.
Wędkowanie było bardzo przyjemne. Na początku obrałem dwie linie, ale szybko okazało się, że ryb nie będzie trzeba długo szukać. Na pierwszą linię posłałem tylko trochę spożywki. Drugą zanęciłem mieszanką methodmixu i pelletu- dokładnie 4 szybkie podajniki. Był to wariant dużo bardziej odważny, ale pozwalający zweryfikować gdzie szukać leszczy. Ryby ustawiły się niemal od razu. Najpierw małe chlapaki, wielkości dłoni, potem nieco lepsze około kilogramowe ryby. Brania były mocne i pewne. Leszcze meldowały się najpierw średnio co 15-20 minut, a potem regularnie co kilka minut szczytówka pokazywała wskazania. W tym dniu bremesy potrzebowały grubszego nęcenia i wyraźnych bodźców. Krótsza, delikatniej zanęcona linia nie przyniosła mi ryby. Przez chwilę miałem w niej jakieś obcierki, ale to druga odległość i bogate nęcenie przyniosły masę leszczy. To był bardzo dobry dzień.
Leszcz na methodę!
Wyniki.
Tekst i foto: Marcin Cieślak