Łowisko „Szczęsne” cieszy się ostatnio bardzo dużym powodzeniem. Weekendy zazwyczaj zwiastują kolejkę przed bramą wjazdową, grubo przed godziną otwarcia. Z rybami bywa tu różnie, gdyż nie jest to zwykły karpiowy „basen” a na wpół dzikie łowisko. Przepływowy charakter zbiornika, coraz „cwańsze” ryby i coraz większa presja sprawiają, że zejście o kiju nikogo tutaj nie dziwi.
Łowisko „Szczęsne” w dniu zawodów.
W pierwszą sobotę czerwca akwen stał się areną zmagań, organizowanych przez grodziski sklep wędkarski, którego właścicielem jest Stanisław Bladowski. Ślad z poprzedniej imprezy znajdziecie klikając tutaj. Ograniczona pojemność łowiska sprawiła, że w tym roku lista startowa została zamknięta bardzo szybko. Komplet 21 zawodników, to jak na lokalne, komercyjne „big game” liczba dość wysoka. Wśród startujących znaleźli się stali bywalcy wody, oraz nowi debiutujący goście.
Mariusz Gutowski z drużyny Mazovia Fishing Team debiut zaliczył na „czwórkę”.
Moje doświadczenia z tej wody opierają się głównie na „methodzie”, dlatego odstawiłem tyczkę i inne techniki a skupiłem się tylko na wyżej wymienionej. Losowanie teoretycznie dobre, ze środka, okazało się po fakcie mocno „średnio dobre”. Środkowa część akwenu pozbawiona jest bowiem choćby odrobiny cienia. Gromadzące się tu ryby, najlepiej współpracują tylko rano. Przy upalnej pogodzie i lejącym się z nieba żarze, jaki panował podczas zawodów tendencja brań dla stanowisk oddalonych od „ściany lasu” mocno malała z każdą minutą . „Ściana lasu” jak sama nazwa wskazuje to ściana dużych drzew rzucających na wodę znaczą część cienia i oczywiście wszelakie robactwo czyli naturalny pokarm. Oczywiście fakt dobrego losowania też należy umieć wykorzystać, stąd moje gratulację dla dwóch Panów, których karpie w pole nie wyprowadziły. Obaj koledzy z tego skrajnego rejonu przekroczyli barierę pięciu cyfr. O ile Grzegorz Samul wynik swój zbudował łowiąc tyczką , to Grzegorz Janik wszystkie swoje ryby złowił metodami z podajnikiem zanętowym. Obaj wędkarze zaliczyli też po bonusie . Grzesiek Samul złowił karpia o równej wadze 6 kilo , a jego imiennik zatryumfował „cyprinusem” ważącym dokładnie kilogram więcej.
7 kilogramowy rozbójnik mocno zmęczył Grześka Janika.
Środek sektora skupiał wędkarzy stawiających głównie na methodę. Rano dość skutecznie podbieraliśmy sobie z łowiska karasie, które meldowały się niemal we wszystkich środkowych stanowiskach. Później do stołu przyszły pojedyncze karpie, które albo dawały się wyciągnąć, albo wypinały się ze zbyt delikatnych „methodowych” haków. Siedzący kilka stanowisk dalej Jarek Piekut, pokazał, że na takich zawodach warto postawić na selekcję. Trzy zerwane karpie to chyba tylko pocieszenie dla rywali, ponieważ pozostałe ryby dały szczęśliwemu łowcy prawie 12 kilogramów wagi. Dodam tylko, że połów Jarka stanowiły same karpie, a największy miał aż 7250 gram. Wielkie brawa!
Jarosław Piekut z największą rybą zawodów.
Początek prostej grodziskiego karpodromu to totalna „rzeźba”. Pojedyncze płotki i karasie, lub całkowity brak ryb. Ale jak się z biegiem czasu okazało, w ten rejon też od czasu do czasu zaglądały okazy. Swojej szansy nie wykorzystał Tomasz Pogorzelec, który łowiąc tyczką z grubą, pustą gumą nie dał rady olbrzymowi, zapiętemu na końcu zestawu. Skoro zostajemy w temacie niewykorzystanych szans, chyba większość zawodników mogła wypaść lepiej.
Tomasz Pogorzelec podczas przygotowań.
Sam zmarnowałem kilka brań notując pudła podczas zacięć. Podobnie łowili koledzy, którzy tracili w ten sposób ryby. Być może zbytnie rozluźnienie, albo zbyt słabe zestawy sprawiły, że były też ryby „lepsze”, które wygrywały walkę z zawodnikami podczas holu. Swoją drogą jak na taki zbiornik ryby brały bardzo delikatnie. Spora ilość ryb była zapięta za tak zwaną skórkę, dlatego nikogo nie dziwiły przeciągające się hole, nawet jeśli na końcu zestawu „wisiał” karaś. Każde punkty były cenne.
Tym razem los rzucił mnie na środek prostej.
Mój redakcyjny kolega, Tomek Sikorski cały wynik zbudował karasiami. Jak sam przyznał po zawodach ryby brały bardzo delikatnie.
Wyniki nie pozostawiają złudzeń. Spora ilość zer i tylko trzy rezultaty z przekroczoną barierą 10 kilogramów świadczą, że łowisko do najłatwiejszych nie należy.
Najlepsza szóstka.
Towarzyski charakter zawodów sprawił, że atmosfera była naprawdę przyjacielska i bezstresowa. Jednym ryby brały lepiej , innym mniej, ale humory dopisywały wszystkim. Formalności dopełnił organizator, który obdarował zwycięzców nagrodami rzeczowymi i dyplomami. Najlepszy mógł unieść w górę także pamiątkowy puchar. Na zakończenie na wędkarzy czekał pyszny grill z kurczaczkiem i kiełbaską. Nie zabrakło też sałatek i napojów.
Aby cieszyć się zwycięstwem należało wyłowić z wody 11800 pkt.
Fajna impreza, doborowe towarzystwo i coraz częściej rzucane hasło „chcemy więcej”, tak podsumowałbym te zawody. Do zobaczenia na kolejnej imprezie.
Prawie wszyscy uczestnicy.
Wyniki
Tekst i foto : Marcin Cieślak
foto: Tomasz Sikorski