ZAWODY

PRZEPIS NA OKONIE Z PATELNI W ZALEWIE

          Aby cieszyć się pięknymi okoniami z „patelni”, należy napisać kilka słów o zalewie…  Wyznawcy zasady CATCH AND GRILL muszą jednak obejść się smakiem. Mianowicie nie będzie to premiera kącika kulinarnego na naszym portalu pod tytułem „Gotuj z Moczykijem”, chociaż od  przygotowanej przeze mnie karkówki, nikt na „moczykijowym” pikniku się nie rozchorował 🙂

Skupmy się na początek na zalewie. Uściślając, mam na myśli Zalew Zegrzyński, a nie jakąś tam marynatę. Na Zegrzu wędkowałem wiele razy, ale głównie koncentrowałem się na części „sektorowej” zbiornika. Pisząc „sektorowej” (od mostu w Zegrzu do zapory w Dębe), chodzi mi o odcinek akwenu, na którym rozgrywane są eliminacje do spinningowego Grand Prix Okręgu Mazowieckiego.

Urocze miejsce naszego wędkowania

Urokliwe miejsce naszego wędkowania.

Tym razem było zupełnie inaczej. Naszym miejscem polowania na „pasiaki” było rozlewisko między Zegrzem na zachodzie a Rynią na wschodzie, nazywane potocznie Patelnią.

Do wspólnego wędkowania zaprosiłem zwycięzcę spinningowego GPX OM w 2015 r – Pawła Wojciechowskiego. Ostatni raz z Pawłem wędkowaliśmy w grudniu, o czym możecie przeczytać tutaj. W stanicy zjawiliśmy się kilka minut po piątej rano. Chwilę później byliśmy  już na wodzie. Pochmurne niebo, mgielne opary, lekki wiatr i rosnące ciśnienie to dobry prognostyk na spotkanie z „garbuskiem”. Na początek postanowiliśmy obłowić obrotówkami płytsze partie wody, co zaowocowało kilkoma ładnymi okoniami.

Paweł zaczął od obrotówek.

Z czasem wiatr rozgonił chmury i nad „Patelnią” zaczęło nas smażyć słońce. Ryby powędrowały w głębsze partie wody, co pokazały nam zapisy na echosondzie. Nie pozostało nic innego jak zmienić miejscówkę i przynęty na gumowe imitacje rybek. Phoenix’owski Power Impact 7,5cm na kilku gramowej główce jigowej skusił kilka naprawdę „fotogenicznych” amatorów podwodnych górek.

Tego dnia kolor przynęty miał mniejsze znaczenie od sposobu prowadzenia. Najskuteczniejsze było podwójne podbicie, tak przynajmniej do pewnego momentu mi się wydawało. Paweł co chwila holował „percha” a i mojej skromnej osobie udało się przechytrzyć kilku fajnych „garbatych”.

Kolejne okonie na phoenixowskie power impact i power fat.

  

Po pewnym czasie brania ustały. Nie pomagało przestawienie łodzi , zmiana przynęty, ani smarowanie „śmierdziuchami”. Ustawiliśmy się na „kancie”. Na echu wyraźne zapisy zwiastowały ryby. Poza małymi sandaczykami, żaden okoń nie skubnął naszych gum. Każdy kto łowi „pasiaki” wie, że to chyba najbardziej kapryśny drapieżnik naszych wód. Raz atakuje agresywnie prowadzone przynęty, innym razem uderzy w gumę, leniwie szuraną po dnie. Z racji tego, że brania osłabły, postanowiliśmy przy śniadaniu omówić zmianę taktyki na dalsze łowienie. Postanowiłem spróbować metody bocznego troka. Miałem tylko jeden problem, a mianowicie nie wziąłem szpuli z żyłką. Tutaj z pomocą przyszedł kompan mojej wędkarskiej przygody.

-Coś Ci DAM 🙂 Powiedział. Chwilę później świeżo nawinięta żyłka , cieszyła szpulę mojego kołowrotka. Moje przemyślenia na temat skuteczności troka znalazły potwierdzenie w postaci kilkunastu ładnych okoni. A przytrzymanie przynęty na kancie było kluczem do sukcesu. Paweł też odstawił główki i przewiązał „boczniaka” co również przyniosło rybki.

Istotną rolę w naszych zestawach odegrał „tuning” w postaci malowania przynęt, ale to temat na oddzielny artykuł. Zanotowaliśmy też kilka obcinek co pozwalało stwierdzić, że naszymi trokami interesowały się „kaczodziobe”. Do nich też się dobierzemy, o czym na pewno przeczytacie na łamach naszego portalu.
Uważam że przepis na okonie z Patelni udał nam się w stu procentach. Najważniejsze że „garbusy” wróciły w dobrej kondycji do wody, a nie na patelnię w jakiejś smażalni. Wypuszczajmy ryby, może spotkamy się z nimi raz jeszcze i dostarczą nam jeszcze więcej emocji . Czego sobie i wszystkim życzę.
Do zobaczenia nad wodą.

Tekst: Piotr Cieślak
Foto:Piotr Cieślak , Paweł Wojciechowski

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress