Historia lubi się powtarzać. To prawda, która sprawdza się jak widać także wędkarstwie. Rok temu na Mistrzostwach Koła nr 11 połowiło tylko 3 zawodników. W tym roku było niewiele lepiej, ale zacznijmy od początku.
Tradycyjnie już dzika Narew w Strzyżach przywitała nas mroczną mgłą rodem z horrorów klasy B. Wydawało by się, że przejechaliśmy te prawie 80 kilometrów nie po to aby łowić ryby, ale polować na czarownice. Pewnie prędzej udało by się dopaść babinę na miotle niż jakiegoś szczupłego. Tylko po co?;)
W porcie jak zwykle wir przygotowań.
Pomimo złych wieści z rozgrywanych dzień wcześniej zawodów drużynowych humory wszystkim dopisują. Przecież w końcu te ryby muszą coś jeść!
Po szybkim losowaniu 14 zawodników wsiadło do swoich łodzi i punktualnie o 8 oddało się namiętnemu polowaniu na drapieżniki.
Mgła powoli odsłaniała piękne dzikie wody Narwi.
Pierwsze rzuty i spotkania na wodzie nie wróżyły nic dobrego. Wszyscy rozkładali ręce i narzekali. Niektórzy mieli nawet ryby na kiju, ale te schodziły z wędzisk. Łowiliśmy 7 godzin więc czasu było dużo, a początkowe niepowodzenia nie przekreślały jeszcze szansy na końcowy sukces. Czas jednak mijał, a spotykane na wodzie ekipy nie miały pozytywnych wieści.
Mijały godziny bez porządnego brania i powoli w działania wkradała się nerwowość. Pływaliśmy w miejsca, które w każdym podręczniku wędkarskim były by opisane jako bankówki. Szukaliśmy szczupaków w zarośniętych zatoczkach. Na podwodnych górkach i dołkach mieliśmy nadzieję na okonie i sandacze. Nic z tych rzeczy. Żadna z serwowanych przez nas przynęt nie skusiła drapieżnika. Nie licząc pojedynczych szturchnięć, nic się nie działo. Słońce, które wyszło koło południa zmniejszało jeszcze nasze szanse na rybę, a zwiększało na ostatnią w tym roku opaleniznę. Pogoda była piękna.
Cóż z wyprawy wędkarskiej wyszła raczej wycieczka krajoznawcza i tylko ból w ręku od rzucania przypominał o tym, że jesteśmy na rybach. Powoli zawody dobiegały końca i ekipy spływały do portu.
Zgodnie z przewidywaniami nie zawiedli faworyci, czyli wędkarze , którzy znają ten odcinek Narwi i często go odwiedzają.
Spinningowym Mistrzem Koła został Przemek Jakubiak, przed którym Strzyże jak widać tajemnic nie mają. Złowił 13 okoni i zdobył 1590 punktów.
Wicemistrzem Koła został (trzeci w ubiegłym roku) Szymon Kończyk. Na drugie miejsce wystarczył jeden okoń 26,5 cm
Ostatnie miejsce na podium i tytuł Drugiego Wicemistrza Koła wywalczył Sylwester Kurach łowiąc również jednego okonia (25 cm).
Czwarte miejsce z dwoma mniejszymi okoniami na koncie zdobył Marek Kuszkowski, a piąte Zenon Feręczkowski łowca okonia 18,5 cm.
Reszta mogła posmakować pysznej kiełbaski z grilla i ponarzekać na narwiańskie drapieżniki. Pogoda dopisała, rzeka na tym odcinku jest niemal bajkowo malownicza, ale i bezlitosna dla tych, którzy odwiedzają ją tylko raz w roku przy okazji zawodów.
Na koniec jeszcze tylko fotka grupowa.
Do następnego!
P.S. Nie obyło się bez małych wypadków. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale o tym niech napisze (jeśli chce) główny bohater tego wydarzenia;)
Tekst i Foto :
Tomek ”sircula” Sikorski