MOJA ZŁOTA ŻYCIÓWKA NA PZW. METHOD FEEDER
5 mins read

MOJA ZŁOTA ŻYCIÓWKA NA PZW. METHOD FEEDER

Ten artykuł był czytany - 23116 razy!

Każdy z nas ma takie łowisko, na które jeździ po to, żeby zasadzić się na konkretne rybki. Jednym z takich akwenów jest glinianka zlokalizowana kilka kilometrów od mojego miejsca zamieszkania, nad którą gdy jadę, to przeważnie z nadzieją złowienia lina lub ładnego złotego karasia.

Słońce wychodzi. Zapowiada się piękny dzień nad wodą.

Spojler już poszedł, więc pewnie nikt nie dobrnie do końca tego tekstu, ale zapraszam, bo tam kilka “złotych myśli” o wędkarstwie zostawię. Wracając do tematu. Nie inaczej było tym razem. Miałem nadzieję na karasia, lub lina. Choć oczywiście z tego dołka już wyciągnąłem również kilka ładnych karpi i nie marudzę, że biorą:) Z racji tego, że w niedzielę zawsze jest tu sporo wędkarzy, a ja ni należę ostatnio do osób zrywających się z łóżka o 2 w nocy, zawsze gdy jadę nad wodą, to zastanawiam się, czy któreś z licznych pól grążeli na akwenie, będzie dostępne. Wiadomo tam nadzieje na lina i karasia rosną.

Dziś jednym z towarów, które dam do koszyka, będzie halibutowy pellet  od Professa.

Prócz standardowego czarnego pelletu z tańszej serii rozrobiłem również jasny pellet zawodniczy 1,5 mm o aromacie natural, oraz ciemną zanętę do method feedera, aby zrobić miksy i mieć alternatywę, gdy ryby nie będą chętne do pobierania pokarmu. Prognozy były nieoczywiste, bo z jednej strony zapowiadano piękne słońce, a z drugiej wiadomo, że na takiej patelni może być słabo z rybą.

Do wędkowania przygotowałem dwa kije do method feedera, które zarzuciłem na odległość ok 35 metrów, pod same grążele. Jedna wędka z jednej strony kapsli, a druga z drugiej. Na wędkowanie miałem ok 4 godzin, bo późnij czekała mnie organizacja rodzinnej imprezy, więc chciałem czas wykorzystać jak najlepiej. Może na emeryturze będzie więcej czasu na wędkarstwo, ale to jeszcze wiele wiele lat:) Pierwsze w łowisku pojawiły się niewielkie leszczyki. Ważne, że się coś działo.

Brania niewielkich leszczyków były regularne i po godzinie zacząłem się martwić, że być może to będą moje jedyne zdobycze tego dnia. Co ciekawe wędka po jednej stronie kapsli grzała się i brań było naprawdę dużo, a po drugiej prawie nic. Być może zaparkował tam jakiś drapieżnik. Zmieniałem kolory przynęt i wielkości, a po pewnym czasie zrezygnowałem również z zanęty i miksów na rzecz samego pelletu.

Na tej gliniance PZW najlepiej mi się sprawdzają małe przynęty. Również największe ryby łowiłem właśnie na Mikrusy!

Na efekty tej zmiany jednak musiałem trochę poczekać, bo póki co w łowisku meldowały się tylko wciąż małe leszczyki. To i tak nieźle, bo obok wędkarze zwijali się na zero. Pewnie grubiej łowili i nie doczekali się brania konkretów, tak jak i ja. Na razie przerzucałem chlapaki.

Po pół godzinie rzutów podajnikiem z samym pelletem jednak nastąpiło upragnione branie, piękny karpiowy odjazd, ale po podniesieniu wędki wiedziałem, że na kiju nie mam karpia, tylko albo ładnego lina lub karasia. Ostrożny hol nie trwał długo i przy podbieraku ukazała się piękna złota paleta do ping-ponga, tylko w wersji XXL!

Waga wskazała 1390 gramów i to mój rekord jeśli chodzi o karasia pospolitego, vel złotego.

Po 4 godzinach wędkowania szczęśliwy wracam do domu, do swoich obowiązków. To nie był łatwy dzień. Choć idealny do opalania, to zdecydowane trudniejszy, jeśli chodzi o wędkarstwo.

P.S.W wędkarskim internecie wciąż trwają boje, w temacie kto jest prawdziwym wędkarzem, a kto pozerem, kto łowił na groch i bobik, a kto na sztuczne świecidełka. Śmieszą mnie te gównoburze i jedynie słuszne teorie, i piszę to z perspektywy człowieka bardzo zajętego, który wędkarstwo traktuje jako przyjemność, na którą ma dość mało czasu. Polecam każdemu wyluzować i łowić jak komu pasuje. Oczywiście zgodni z regulaminem!

Tekst i foto: Tomek Sikorski

W razie pytań zapraszam do kontaktu poprzez mój profil na facebooku: Tomek Sikorski Wędkarstwo