Korzystając z ostatnich dni ciepła przed nadejściem mrozów zdążyłem dopaść prawie ostatnie w tym sezonie karpie. Celowo zaznaczam, że ryby prawie ostatnie ponieważ nie mogłem oprzeć się pokusie i spróbowałem na nie zapolować również w przymrozki. Jak się okazało z sukcesem co zobaczycie i przeczytacie zapewne w następnej relacji.
W dniu mojego wędkowania było już zimno, ale jeszcze znośnie. Uwielbiam takie szybkie wyjazdy, gdy nachodzi mnie ochota na ryby a ja nie muszę martwić się o zapas robaków w lodówce. Chwytam za wędki do metody i gnam nad wodę. W tym sezonie łowię regularnie nad jedną z glinianek. Woda ta trochę zapomniana, ale kryjąca jeszcze pokaźne i fajne ryby.
Jako, że woda już sporo chłodniejsza, postawiłem na ciemny pellet Salt fish meal od Profess. To drobny słony pellet, który jest idealnym rozwiązaniem na jesienno-zimowe karpiowanie. Podajnik ładowałem do pełna i bardzo często pracowałem nim na obranej linii. Ryby mieszkające w gliniance lubią jak stół zastawiony jest syto. Miejsca nie wybrałem przypadkowo. Kilka razy ta odległość dała mi ryby. Łowiłem na 30 metrze blisko trzcinowiska pod nawisami gałęzi starych drzew. To dobre miejsce. Z drzew zawsze coś wpada do wody, co wabi ryby. Latem gałęzie dają rybom dodatkowo cień. Dno w tym miejscu jest twarde i gliniaste bez mułu i nanosów.
Pierwsze do stołu przypłynęły karasie srebrzyste. Jest ich tutaj dość sporo i niemal zawsze są pierwszymi gośćmi na kiju. Pomiędzy karasiami przybłąkał się także chyba ostatni w tym sezonie zielony prosiaczek. Ryba niewielka, ale zawsze mile widziana podczas moich wypraw. Karpie pojawiły się w drugiej serii. Po linie nie miałem ryb około godziny. Mimo regularnego podawania przynęty i pelletu w łowisko ryby przepadły i nie miałem choćby obcierki. Po około godzinie methoda odpaliła na dobre. Łowiłem regularnie karpie różnych rozmiarów. Brały przysłowiowe skoczki, piękne pełnołuskie oraz wspaniałe lustrzenie i karpie królewskie.
To była fantastyczna wyprawa na późnojesienne karpie. Kilka dni później przyszły przymrozki i woda znacznie się ochłodziła. Spadło też trochę śniegu. Wtedy również ruszyłem z methodą nad moją gliniankę. O szczegółach przeczytacie już niebawem, a działo się sporo. Były też niespodzianki.
Wodom cześć.
Tekst i foto: Marcin Cieślak