Ryby z miejskich stawów to cwany i ciężki przeciwnik. Szczególnie podczas zawodów potrafią dać w kość i nauczyć pokory. Kto często wędkuje na takich akwenach, ten wie o co chodzi i przygotowuje się do takiego wędkowania z dużym pietyzmem. Tak było i tym razem. Koniec kwietnia i pierwsze zawody tego roku potwierdziły konieczność bardzo technicznego, spławikowego wędkowania. To było również pierwsze łowienie na spławik od ubiegłego sezonu. Czy dam radę?
Prognozy pogody na ten dzień nie były przychylne dla wędkarzy. Duży skok temperatury z kilku stopni skoro świt, do ponad 20-tu w południe, dawał niemal pewność, że ryby będą grymasić, a wyniki nie będą zbyt duże. Czy płoć będzie jeszcze brała? Czy poszła już na tarło? Jeśli nie płoć, to co? Leszcz, krąp? Zanętę trzeba było przygotować dość uniwersalną i dostosować na miejscu do warunków.
Do wiadra, trafiła połowa zanęty wyczynowej, płociowej od Professa, oraz połowa 700 gramowego opakowania zanęty leszczowej. Zanętę leszczową wstępnie przesiałem na sicie, żeby odrzucić grubsze frakcje. O tej porze nie było sensu pogrubiać towaru. Całość nawilżyłem wodą z dodatkiem waniliowego boostera. Na zdjęciu widzicie również opakowanie pieczywka fluo, a wszystko dlatego, że wieści znad wody, od kolegów, którzy trochę trenowali były takie, że ruszył się krąp, a jak ruszył się krąp, to wiadomo, że piewczywko fluo musi być w zanadrzu.
ZESTAWY: Tego dnia wędkowałem bardzo delikatnie. Zestawy od 0,4 gr do 0,7 gr gdy zaczęło ciągnąć. Żyłka główna 0,10 -0,12, z przyponem 0,08-0,07 zakończonymi haczykami od 20 do 24!. Prawdziwa, techniczna dłubanina.
Jeśli chodzi o glinę, to przygotowałem dwa opakowania ziemi torfowej z dodatkiem odrobiny kleju liant cooler, żeby kleiło, a jednocześnie nie było zbyt ciężkie i nie zapadało się w muliste dno. Mieszanka główna składała sie z 3 porcji gliny i 1 porcji zanęty. Na początek rzuciłem 5 kul na 11 metr pod tyczkę , oraz zanęciłem przybrzeżny kant kilkoma kuleczkami towaru wielkości orzecha. Blisko brzegu wprawdzie zbierało się dużo śmieci(liści itp) na powierzchni, ale na kancie można się czasami poratować drobnicą. Wziąłem również matchówkę i zanęciłem 35 metr, gdzie rano widziałem spławy większych ryb. Do zanęty pod matcha dodałem więcej pieczywa fluo i mocniej dokleiłem.
Do donęcania miałem gotowane konopie, i dwie kuwetki z mieszanką, do której dodałem pieczywka.
Do kubeczka przygotowałem towar z gliny wiążącej z odrobiną ziemi z dużą ilością jokersa i śladową ilością larw ochotki. Dobrze sklejone kulki podałem i na 11 metr i na bliską linię przy brzegu. Towar miał trochę postać i utrzymać kręcące się w pobliżu ryby.
Zgodnie z przewidywaniami, trzeba było mocno się napracować. Niestety na matchu, choć miałem skubnięcia, to zupełnie nie mogłem się wstrzelić z kolorem antenki. Co chwilę zrywający się i ustający wiatr sprawiał, że frustracja sięgała zenitu. Woda stalowa od fali, wieć zmieniam antenę na czarną, zarzucam…flauta i czarnej nie widać, zmieniam na żółtą, woda znów stalowa i nic nie widzę. W miarę uniwersalna wydaje się być czerwona, ale ona nie daje satysfakcji. Match odpadł.
Niestety widoczny refleks światła słonecznego odbijany prosto w twarz przez pierwsze 1,5 h dawał się we znaki i utrudniał obserwację brań i na dystansie i na tyczce!
Ryby pod tyczką były bardzo kapryśne, jedna – dwie ochotki same z siebie nie były w stanie ich zbyt mocno pobudzić. Brania były po prowokacji z przesunięcia. Gdy prąd na zbiorniku zaczął przesuwać lekki zestaw, branie często nastepowało po przytrzymaniu i puszczeniu zestawu. Łowienie niemal kanałowe. Również donęcanie nie było oczywiste, bo płotki, które wchodziły w łowisko jakby nudziła nasza taktyka i co jakiś czas pobudzało je dopiero coś nowego – trzeba było zmieniać sposób podania, klejenia itp.
Patrząc na boki, wiedziałem, że jest nieźle, bo chłopaki łowili zdecydowanie mniej, ale po drugiej stronie sektora miałem moczykijowego kolegę, Piotrka Leleniaka, który zna tę wodę jak właśną kieszeń. Niestety nie widziałem jak mu idzie, ale domyślałem się, że łowi. Po 4 godzinach w pełnym słońcu udało sie zbudować, jak na te warunki niezły wynik. Niestety mój najgroźniejszy konkurent też nie próżnował i wygrał sektor z przewagą ok 200 gr.
Zdrowe płocie i kilka krąpi dały ponad 2200 gramów i 2 miejsce w sektorze
W klasyfikacji generalnej zawodów zajmuję 4 miejsce, czyli tuż za podium. Rywalizacja była podzielona na 3 sektory i moja „dwójka okazała sie najmocniejsza” Szkoda trochę zmarnowanych brań z matcha, ale jak na pierwsze łowienie na spławik w tym sezonie, bez żadnego treningu, to nie jest źle.
Podziękowania jak zwykle dla Koła PZW nr 18 w Pruszkowie za organizację i fajny klimat imprezy!
Tekst i Foto :Tomek Sikorski
Foto: Wojtek Kamiński
W razie pytań zapraszam do kontaktu poprzez mój profil na facebooku: Tomek Sikorski Wędkarstwo