ZAWODY

ZAGWOZDKI W METHODZIE

To co było do tej pory, to jedynie przetarcie. Wyprawy na ryby często przy minusowej temperaturze to istna zagadka. Jednak głód większych ryb był wielki, a ryzyko należy podejmować. Wiosna w tym roku totalnie dziwna, nie chce się rozkręcić. Minusowe temperatury, duże skoki, to i dziwne zachowania ryb. Próbowałem jednak coś wynieść z tych kilku wypadów dla siebie na dalszą część sezonu. Lubię też nawet w domu przyglądać się działaniu zanęty i przynęt. Może macie podobne obserwacje albo zupełnie inne?

Jak duże znaczenie ma towar do podajnika?

Czy zanęta, jej kolor, zawartość pelletu w miksie ma konkretne znaczenie? Czy lepszy jest kolor kontrastowy w stosunku do przynęty, a może podobny, czy może najbezpieczniejszy jest mieszany? Szczerze mówiąc w związku z wczesną porą roku i małym udziałem pelletu  w zanęcie nie znalazłem odpowiedzi na pytanie, bo biorąc pod uwagę różne warianty smakowe, miałem podobne wyniki. Moim zdaniem kluczowa jest za to praca towaru w koszyku. Tu nie ma zmiłuj i dostosowanie się do warunków jest bardzo ważne. Dużo zależy od nas, a już mniej od tego co w paczce się znajduje. Sam stosuje 3 wyjściowe rodzaje mieszanek.

  • pracująca mieszanka, oparta na samej zanęcie lub mix, która tuż po dotarciu ma od razu na dno ma buzować i nęcić. W łowisku nie ma drobnicy albo zależy nam na tym, by łowić cokolwiek i punktować?

(Pod wodą) Bardzo szybko pracująca mieszanka. Kilkanaście sekund i wafters na górze.

  • średnia, która ma dać trochę czasu na dotarcie w łowisko większych lub średnich ryb.
  • Dobrze sklejona, przeważnie pellet, która na ogólnodostępnych łowiskach ma oprzeć się płotkom, krąpiom, wzdręgom w oczekiwaniu na liny, duże leszcze czy karpie.

Na pierwszy rzut oka widać, że ma spaść na dno i zalegać. Tak łowie np. tam, gdzie jest dużo drobnicy, a chciałbym coś choć średniego

A aromaty? Jak już udało się wstrzelić z przynętą, o czym poniżej, to w podajniku często miałem za każdym razem coś innego i efekt był podobny. Ma znaczenie czy nie ma. Skrajne pewnie tak, bo czy na przedwiośniu ktoś rozrobi do koszyczka truskawkowy pellet? Pewnie nie. Daleki jestem jednak od stwierdzenia, że w taki towar zanętowy ryba wejdzie, a w inny nie.

PRZYNĘTY

Przede wszystkim w ubiegłym roku i tej „wiosny” przekonałem się, czasem boleśnie, jak ważny jest dobór koloru przynęty. Nie smak czy aromat, które myślę, że również mają znaczenie, ale ostatnie obserwacje pozwalają mi sądzić, że nie jest to znaczenie kluczowe. Może jestem bliski prawdy, a może są łowiska, że tylko chmura konkretnego aromatu ma znaczenie?

Ten sam kolor, ta sama praca, zupełnie inny aromat

Na powyższym zdjęciu mamy przykład, który przetestowałem na jednej z komercji, gdzie, gdy trafiłem z białym kolorem, to zmieniałem te dość spore waftersy Professa i brania miałem na oba, bez względu na różnice w aromacie. Gdy natomiast założyłem inny kolor cisza, obcierki itp, jednak brań nie było. Powrót do bieli, po chwili owocował odjazdem.

To samo potwierdzałem, jeśli chodzi o inne kolory podczas wypraw na różne łowiska. Danego dnia jeden, dwa kolory były skuteczne, bez względu na aromat, a także często bez względu na pracę. Czy to wafters czy wyskakujący jak joker z pudełka popup efekty były na kolor. Czy zatem można powiedzieć, że ryby są wzrokowcami? Kto by pomyślał, że kolor może być kluczowy dla ryb, w mętnej przeważnie, komercyjnej wodzie? Oczywiście zdarzają się żerowania, gdzie ryby pochłaniają wszystko i nie ma szczególnego znaczenia, jaki kolor im podamy. Ostatnio jednak – jakby rzadziej.

Wszystkie ryby na jeden kolor podczas zawodów. Zanim go znalazłem, była bieda.

Jedyna rzecz stała, to taka, że gdy założymy przynętę żółtą, pomarańczową czy czerwoną, to nie będzie grymasił jedynie amur…, jeśli jest w pobliżu:) Tak trochę żartobliwie.

Na niektórych wodach tzw. bajery często nie zdają egzaminu, a najbardziej skuteczne, były przynęty zalegające w podajniku. Ciężkie 8-10 mm pellety i kulki tonące. Te pierwsze wybierały nawet leszcze, natomiast na waftersy czy popupy bez względu na kolor nie było brań.

Podstawową barierę jaką trzeba pokonać łowiąc każdą metodą to nasze ograniczenia. Trwanie przy sprawdzonych kiedyś przynętach, może wywieźć nas na manowce. Czasem należy wyjść ze swojej strefy komfortu. Warto sprawdzać nawet w domu pracę przynęt i choć, warunki „laboratoryjne”, to nie łowisko, ale zawsze można wnioski wyciągnąć:)

Mój warsztat:) Na szybko można sprawdzić, jak zachowują się nasze waftersy.

Niestety, powyższą myśl jest mi dużo łatwiej napisać niż było wcielić w życie nad wodą. Jak bowiem próbując sprawdzonych przynęt, uwierzyć w to, że aby złowić dużą rybę, a czasem cokolwiek, musimy skorzystać z czegoś nowego, albo nasza przynęta jednak nie działa, jak trzeba i musimy coś poprawić? Właśnie dlatego warto sprawdzać, jak to mniej więcej wygląda pod wodą.

(Pod wodą)Wafters prawie wolny, będzie się lekko opierał na towarze. Jeszcze za ciężki bagnet, ale taka forma też jest bardzo atrakcyjna dla ryb i wyróżnia przynętę.

Sprawdzam również jak wszystko zachowuje się z czystą zanętą dedykowaną do methody. Dobrze klei, ale nie domaczałem jej zbyt mocno, żeby efekt był natychmiastowy.

(Pod wodą)Wafters w gotowości, ruch wody majta nim na lewo i prawo.

Gdy zaczniemy mieszać wodę, symulując ruch ryb w pobliżu, wtedy widać siłę i atrakcyjność tych przynęt. Dzięki ruchowi wody przynęty te kiwają się na boki i z pewnością są w stanie zaintrygować ryby. Szczególnie wtedy, gdy przynęty zalegające na dnie nas zawodzą.

Kawał solidnej rybki skuszonej na dobrze dobraną przynętę.

Warunkiem skuteczności jest oczywiście dopasowanie wagi haka, przypon i bagnetu do wyporności waftersa. Pozostawienie go na zbyt dużym haku, z dużym bagnetem, może zgasić zupełnie jego prace. Warto mieć tego świadomość. Jeśli nie mamy odpowiedniego zestawu, możemy spróbować np. skrócić bagnet, który i tak może wymagać korekty ze względu na małą przynętę.

Szybka akcja kombinerkami i bagnet skrócony o połowę. Jest szansa, że teraz wafters da radę się podnieść.

Mam nadzieję, że ta garść przemyśleń Was zbytnio nie zanudziła, a jedynie zainspirowała do własnych doświadczeń i prób zrozumienia tego, co pod wodą. Warto o tym pamiętać, aby często jadąc na zupełnie nieznane łowisko, nie przesiedzieć całej sesji bez brania i nie wiedzieć, dlaczego tak się stało. Kolor nie ten, a może praca zbyt słaba? Warto też nastawić się odpowiednio i nie lekceważyć łowisk komercyjnych. To często właśnie z nich i najlepszym zdarza się zejść o kiju.

tekst i foto: Tomasz Sikorski

 

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress