Przyznam szczerze, nad wodę jechałem pełen nadziei i wiary, że w końcu połowię karasi. O tej porze popularnych „japońcow” szukam w okolicy rozległych trzcinowisk na płytkim rozlewisku małej rzeki. W poprzednich sezonach przełom kwietnia i maja przynosił mi dorodne sztuki, okraszane często linem lub karpikiem. Ale tym razem przez pierwszą godzinkę okolice trzcin nie przyniosły mi nawet obcierki. Po marcowych harcach, gdzie trafiłem kilka dorodnych karasi, nie było już śladu. Musiałem szybko coś wykombinować, ale o tym za chwilę….
Moich karasi poszukam blisko trzcin
Tym razem postanowiłem łowić methodą. Na dnie zbiornika jest dość dużo obumierającej roślinności i mułu. Klasyk i ruchliwie robaki nie zawsze przynoszą tu ryby. Methoda pozwala zastosować przynęty typu pop’up, które na tej wodzie sprawdzają się doskonale. Po przyjechaniu nad wodę obrałem dwa punkty w których chciałem łowić. Pierwszy z nich znajdował się blisko, po mojej lewej stronie w pobliżu wystającej z wody, jeszcze suchej trzcinie. Drugi punkt wytypowałem nieco dalej na metrze 40 w pobliżu biegnącego w wodę sporego pasa sitowia. Tak jak wspomniałem wymyślić to jedno a zrealizować drugie. Mina moja była nie tęga gdy przez pierwszą godzinę zamiast odławiania pewnych karasi szczytówki stały nieruchomo. Ten rok jest specyficzny a pogodowy galimatias sprawia, że kilka gatunków ryb przystępuje do tarła nieco wcześniej a inne, które powinny być już po zalotach pływają jeszcze z wypchanymi ikrą brzuchami. Niestety spóźniłem moment i wszelkiej maści „japony” spłynęły w gęste trzciny na tarło.
Ziemniak ready od Bestfeed. To musi spodobać się rybom.
Brązowy, naturalny kolor powinien sprawdzić się na większości łowisk.
Krylowy pop’up za moment trafi na włos.
Ryba dnia
Jaź to ciekawy przyłów.
Po godzinie postanowiłem całkowicie zmienić taktykę. Do kuwety wsypałem pellet ready o smaku ziemniaka od Bestfeed, obrałem dwie linie bardzo daleko na otwartej wodzie i zacząłem łowienie. Skoro ryb nie ma w pobliżu trzcin, może inne gatunki żerują już w głębszej części zbiornika. To był strzał w dziesiątkę. Na 45 metrze znalazłem żerujące stado linów, które po znęceniu regularnie dały się odławiać. Przynętą jaka przypadła linom do gustu była krylowa, kremowa kulka pop’up. Na pływającą przynętę skusił się także nieduży jazik. Na tej wodzie, na wędce nie często meldują się tacy goście. Przyznam szczerze, że dość szybko zapomniałem o japońcach. Miały być karasie a były liny. Nie będę narzekać.
Hol z otwartej wody. Teraz tylko podebrać zdobycz.
Linek już całkiem przyzwoity
Linki okraszone jaziem.
Wodom cześć.
Tekst i foto: Marcin Cieślak