Wysoka woda nad rzeką to niewątpliwie czas feedera. Zalane brzegi utrudniają dostęp i są zbyt trudne to wędkowania tyczką. Miejscówki do których jeżdżę są dość popularne i nie wszystkie niestety nadają się do obławiania zestawem skróconym. Pierwsza rynna w której da się łowić tyczką jest krótka i zazwyczaj zajęta przez miejscowych. Feeder jest bezpieczniejszy i daje możliwości dobrania się do ryb niemal z każdego wolnego oczka.
Wysoka, narwiańska woda
Tym razem na moją wyprawę wziąłem dwa kije o ciężarze rzutowym do 60 i 80 gram. Przy tak wysokiej wodzie nie warto szukać ryb na olbrzymich dystansach, gdzie koszyk 150 gramowy niemal fruwa pod wodą. Druga rynna była i tak poza zasięgiem więc skazany byłem na szukanie ryb blisko. Narew w Okuninie znam chyba na pamięć, pozostało tylko dostosować taktykę.
W oczekiwaniu na branie
A ta była prosta. Godzinkę przed świtem obławiam łowisko na rosówki, a jak słonko będzie wschodzić przezbrajam kije w zestawy leszczowe i szukam białorybu jak najbliżej pierwszej rynny. Jeśli chodzi o zanętę do kotła wsypałem kilka paczek waniliowej spożywki Profess, dopalonej pieczywem fluo i płatkami owsianymi. Mieszankę oczywiście zmelasowałem i dodałem do niej 350 ml białego, mrożonego robaka oraz 100 ml białego, topionego robaka w zalewie waniliowej.
Zanęta waniliowa to wariant bardzo uniwersalny.
Po lewej: Zanęta z serii optima, po prawej: bordowa pinka na kapryśne ryby
Tym razem użyłem melasy o smaku scopexu
Jest pierwsza certa
35 centymetrów certy
Początkowe brania nie były pewne. Tylko niemrawe ruchy szczytówki wskazywały, że ryby mozolnie ustawiają się w zanęcie. Ale im słonko było wyżej tym pewniej szczytówka grała. Pierwsze co jest chyba normą do stołówki przypłynęły krąpie. Złowiłem też jedną płoć. Dawno w tym miejscu nie trafiłem czerwonookiej więc ta ryba ucieszyła mnie niezmiernie. Ryby brały falami , ale raz na kilka minut na brzegu lądował przyzwoity białoryb. Na pierwsze leszcze musiałem oczywiście poczekać. W tym dniu tylko dwa bremesy skosztowały w przynęcie. Były też niespodzianki w postaci srebrnych karasi. Tym razem moim łupem padły aż cztery sztuki.
Vimba vimba w pełnej krasie
Jeden z czterech japońców
Średni leszczyk…
i nieco lepszy bremesik.
Najlepsze brania zanotowałem między 5 a 7 nad ranem. Dawno nie wyłowiłem z wody tylu fajnych cert. Dosłownie chyba całe stado zatrzymało się zanęcie a ja tylko kolejno odławiałem przyzwoite sztuki. Nie zabrakło ryb w przedziale 25-30 cm, ale spora ilość cert miała od 30 do 35 cm. Do siatki ze względu na limit wrzuciłem tylko pięć sztuk, aby ubarwić fotorelację, ale uwierzcie mi na słowo ryb było dużo dużo więcej. Po sesji i tak wszystkie ryby wróciły do wody. Wyłowiłem się jednak do syta!
Tekst i foto: Marcin Cieślak