Pierwszy dzień wiosny od zawsze kojarzył mi się wędkowaniem. Po głowie chodziło mi też pierwsze komercyjne łowienie. Byłem ciekaw czy karpiowate tak jak ja poczuły już, że zima odeszła na dobre. Bynajmniej miejmy taką nadzieje! O karpodromie, gdzie wędkowałem możecie przeczytać klikając w tym miejscu. Łowisko to płytkie, dość specyficzne z dużą ilością karpików nie tylko tych w rozmiarze M czy L, ale także potrójnej X-elki, w każdy weekend przyciąga różną wędkarską brać . W sobotę przyciągnęło również mnie i miało posłużyć mi jako pierwszy w tym roku komercyjny poligon.
Kilka słów o mieszankach.
Zanętę jaką przygotowałem na wędkowanie stanowiła mieszanka glin i spożywki firmy Lorpo Magnetic Carp o zapachu halibuta. Do całości trafiło około 100 ml jokersa ,oraz spore ilości mrożonej pinki. Przygotowałem też pudełko 6mm pelletu haliutowego, który sprawdzał mi się zawsze na tym łowisku. Tutejsze karpie lubią po prostu rybne smaki i zapachy. W zapasie miałem też białe robaki i kukurydzę, choć na tą ostatnią jest jeszcze za wcześnie. Kierowałem się jednak zasadą, że lepiej mieć i nie użyć niż nie mieć wcale. Tego dnia nie rozkładałem kilku topów. Na placu boju został tylko top do kubka i ten do łowienia z delikatnym spławikiem 0,1 grama. Żyłka ze względu na „tłuste mamuśki” których na „Wąsa” nie brakuje miała grubość, aż 0,18 mm. Zastosowałem też pustą gumę 2,1 mm maver match 57, aby mieć swobodę i porządny zapas mocy.
Gruntowanie wskazało 1,2 metra. Jak na tą porę roku to norma. Latem w wybranym przeze mnie miejscu nie ma nawet metra. Mimo to w łowisku potrafią zameldować się pokaźne cyprinusy. Nęcenie przebiegało dość sprawnie . Cztery duże kule zanęty podałem z ręki. Resztę mieszanki w postaci pelletu, kukurydzy i białych robaków precyzyjnie „wykubkowalem”.
Brania były bardzo delikatne, a ryby nad wyraz ostrożne. Karpie to ryby żerujące z dna dlatego w tym przypadku nie było wyjątku. Przynęta podana na dnie kusiła ryby dlatego raz na jakiś czas meldował się w mojej siatce podbieraka popularny pełnołuski „carpio”. Jako przyłów trafiłem też karasia, kilka płoci i dwa liny. Muszę przyznać, że ryby potrafiły gdzieś przepadać, ale rarytasy podawane z kubka to na tym łowisku zbyt duży magnes dla ryb, nawet jak na tą wczesną porę roku.
kolejny karpik…
i kolejny przyjemny hol.
Mimo, iż ryby wybierały tylko wariant mięsny i czasem ustawiały się obok zanęty, co powodował wsteczny podwodny prąd, to i tak dały się spokojnie łowić.
pełnołuski połów
Byłem więc zadowolony, w końcu to pierwsze podejście do komercji w tym roku. Połowu nie ważyłem, ale około 5 godzin wędkowania przyniosło mi połów w granicach 10 kilogramów. Po szybkiej sesji ryby odzyskały wolność.
wyniki
Do następnego!
Tekst: Marcin Cieślak, Mariusz Puchalski
Foto: Mariusz Puchalski