Ostatnia fala upałów sprawiła, że ryby zupełnie przestały być aktywne. Aby liczyć na jakiekolwiek brania musiałem być nad wodą bardzo wczesnym rankiem. Łowisko w Piorunowie przypomina charakterem angielską wodę z dominacją polskiego „skimmera” czyli leszczyka w wersji chlapak, ale również z występującym tu pięknym linem, medalowym karasiem i karpiem. Co ważne w wodzie pływają duże ryby, a te jak wiadomo miewają swoje humory. Na leszczyki można liczyć tu o każdej porze dnia we wszystkie kalendarzowe miesiące, ale pozostałe gatunki potrafią nie jednego pewnego siebie miłośnika metody lub karpiarza porządnie skołować.
Ready soft pellet o smaku truskawki jako pellet uzupełniający.
Tym razem aby schronić się przed szybko wschodzącym słońcem i błyskawicznie rosnącą temperaturą postawiłem na wschodnią część zbiornika. Wybór ten dał mi odrobinę komfortu ponieważ za plecami miałem trzcinowiska, rzucające na moje stanowisko ciut cienia. Przynajmniej rano!
Do łowienia podszedłem bez zbędnego ryzyka. Odpuściłem zupełnie nęcenie wstępne koszykiem z wędki do nęcenia. Postawiłem na szybsze przerzucanie zestawu tak aby wędki stały maksymalnie w wodzie kilka minut. Do podajnika ładowałem miks pelletu i zanęty aby towar bardzo szybko się wymywał. Dopiero po 30 minutach takiej ciągłej pracy podajnik ładowałem docelowym pelletem i pozwalałem mu odrobinę poleżeć w wodzie. Nie szukałem ryb daleko. Dystans jaki wytypowałem sięgał równych 22 metrów.
Waniliowy krem do podajnika.
Kokosowa słodycz – to będzie mój starter.
Jeśli chodzi o pellet tym razem do miski wsypałem winnerowski pellet o smaku waniliowego kremu. W zanadrzu miałem też truskawkę. Na haczyk natomiast wędrowały przynęty halibutowe, kokosowe i waniliowe. Miałem też kukurydzę konserwową, którą zakładałem na włos.
Sprzęt:
Użyłem dwóch wędek X lite uzbrojonych w szczytówki 0,5 oz. Szczytówki zawsze dobieram do dystansu na jakim łowię oraz masy podajnika a nie do wielkości poławianych ryb. X lite mają na tyle mocy, że ryby nawet 10-kilogramowe nie robią na nich wrażenia. Obie wędki uzbroiłem jako typowe samołówki z zestawem na stałe.
Łowienie:
Pierwsze brania były natychmiastowe. Łowisko opanowały leszczyki wielkości co najwyżej średniej. Po około godzinie takiej sielanki brania leszczyków ustały. Po chwili powoli i majestatycznie ryba przygięła szczytówkę. Już po samym braniu wiedziałem, że na haku zawisł godny przeciwnik. Ryba dała potulnie holować się do brzegu, ale w momencie wyczucia bliskości brzegu zaczęła swoje harce. Tak walczą tutejsze amury. Walka trwała dobre kilkanaście minut po czym przeciwnik w końcu skapitulował. Ryby nie ważyłem, ale oceniał ją na 6 – 7 kilogramów.
Leszcz….
i leszczyk. W łowisku było ich sporo.
Kilka ujęć ryby dnia.
Po tym zdarzeniu łowisko ucichło na dobre. Nie chciałem jednak donęcać w obawie, że przepłoszę ostrożne duże ryby, które w mojej ocenie mogły w łowisku jeszcze się kręcić. Drugie branie nastąpiło po kilku minutach i było bardziej atomowe. Ryba chciała zabrać wędkę. Tym razem przeciwnik był równie waleczny ale zdecydowanie mniejszy.
Amurek nie duży ale i tak oko cieszy.
Po godzinie 9-tej żar był już na tyle nieznośny, że to ja musiałem skapitulować. Łowisko odwiedzę ponownie za jakiś czas w bardziej przyjazne temperatury.
Tekst i foto: Marcin Cieślak