ZAWODY

CZY RYBY BOJĄ SIĘ SŁOŃCA? METHODA!

Czy warto jechać na ryby kiedy ma się dosłownie kilka godzin na wędkowanie? Metohod feeder przychodzi z pomocą. Mimo, że dla wielu kojarzony typowo z komercyjnym wędkowaniem i przerzucaniem handlowych karpików, dla mnie to zupełnie coś innego.  Po pierwsze, mam te szczęście mieć blisko domu glinianki związkowe i prywatne. Może i nie za duże to wody, ale regularnie zarybiane rożnymi gatunkami. A gdy woda taka ma status „no kill” od razu na brzegu robi się jakoś luźniej a presja staje się mniejsza.

Pelelty i zanęty na dzisiejszy szybki wypad z metodą.

Zanętę warto spulchnić  na sicie. Po prawej towar już gotowy.

W dniu mojego wędkowania nie miałem za wiele czasu. Góra trzy, cztery godziny mogłem spędzić nad wodą a potem czekały mnie obowiązki domowe. Cóż bywa i tak. Wstałem bardzo wcześnie i pognałem nad wodę. Szybko rozrobiłem pellet 3 milimetrowy Creator Duo oraz zanętę O,Fish od MethodMania i rozstawiłem stanowisko.  Ranne wstawanie ma swoje uroki. Może człowiek i niewyspany ale na pewno uniknie upału i trafi w najlepiej żerujące ryby. Pierwsze minuty budowałem łowisko, ale skromnie. Dawno nie odwiedzałem glinianki i nie wiedziałem czego mogę się tutaj spodziewać. Dwa karmniki trzymilimetrowego pelletu podałem w łowisko i tyle samo na drugą linię, która była w  głębszej wodzie.  Pierwszy punkt wytypowałem na blacie w pobliżu trzcinowiska.  Tam też zacząłem wędkowanie. Ryby rozkręcały się wolno, ale brania były pewne. Na początku moją podwodną stołówkę odwiedziły liny i karasie. Co kilka minut dosłownie na zmianę odławiałem niedużego linka albo przyzwoitego „japońca”. Przynętą, która robiła przysłowiową robotę był pomarańczowy, sprany wafters od MethodMania.

Ranek należał do karasi i linów

Godzinka zleciała dosłownie na pstryknięcie palca. Brakowało mi większych ryb, których na pewno tu mieszkają. Sprawdziłem zatem drugą linię. Tu brań nie było, notowałem jednak obcierki. Postanowiłem pokombinować z przynętami a karmnik odrobinę dopalić liqiudem ananasowym Super Double Dose. To było to. Pierwsze atomowe branie spóźniłem i ryba wcale się nie wcięła, ale drugie podejście należało do mnie. Pierwszy karp wyjechał na brzeg dość szybko, a po nim zaraz drugi, większy, pełnołuski. Kiedy wydawało się, że karpie ustawiły się w łowisku i teraz będę je odławiał stało się coś dziwnego. Wyszło słońce, a mi zgasły obie linie. Zgasły na tyle, że mimo żonglerki przynętami nie mogłem skusić do brania żadnej ryby. Dopalałem karmniki zanętą, próbowałem method mixa, dipów i liquidów.

Karpik ale już po przejściach. Ryba miała tylko jedno oko.

Pełnołuski karpik uderzył w dopalony liquidem karmnik

Oprócz płotek albo sumików karłowatych nie działo się już nic. Ewidentnie prześwietlona woda zablokowała żerowanie ryb. Nie było ich ani w głębszych ani w płytszych strefach.  Czas mojego wędkowania dobiegł końca. Swoje złowiłem ale raczej z samego rana i bez przesytu. Nie byłem do końca zadowolony, że ryby kaprysiły. Będę musiał jeszcze raz odwiedzić moją gliniankę i sprawdzić czy jest coś co działa tam zawsze. Nawet kiedy słońce będzie bardzo wysoko a ryby odetnie totalnie.

Jedyne zdobycze gdy wyszło słońce

Wodom cześć

Tekst i foto: Marcin Cieślak

 

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress