Method feeder ma oczywiście dużo zalet, ale jedną cenię sobie ponad wszystko. Gdy czasu mam nie za dużo, wystarczy, że zabiorę paczkę pelletu lub zanęty, trochę przynęt i mogę dosłownie z marszu meldować się nad wodą. Tak było tym razem. Natłok obowiązków dał mi mocno w kość a na ryby miałem zaledwie cztery godziny wolnego i to z dojazdem. Wybrałem więc wodę zlokalizowaną dość blisko mego miejsca zamieszkana, spakowałem wędki, cały majdan i pojechałem. Przy okazji chciałem sprawdzić kilka nowości od Profess, które wpadły w moje ręce. O tym za moment.
Dziś sprawdzę kokony, waftersy i pewniaki czyli mini stiksy.
Jak się później okazało różowy kokon wabił najwięcej karpi.
Nad wodą nie było wielu wędkarzy. Nie wszyscy lubią wędkowanie w głębszych zbiornikach, stąd frekwencja nigdy nie jest tu wysoka. Paradoksalnie najwięcej ryb łowi się na wypłyceniach pod brzegiem. Tam właśnie obrałem pierwszy nęcony punkt, na kancie pod przeciwległym brzegiem zbiornika. Drugą linię wytypowałem w miejscu głębokim z czterometrowym gruntem.
Do kuwet trafiła kolejna nowość. Profess Master o słodkim smaku.
Pellet moczyłem kilkanaście sekund.
Do kuwet wsypałem nowy pellet od Profess czyli Master o smaku Sweet Natural. Lubię subtelne aromaty, które szczególnie latem nie dają po przysłowiowym nosie. Pellet moczyłem kilkanaście sekund, następnie dałem mu odstać aby wchłonął resztki wody. Następnie całość domoczyłem ręką według własnego uznania. Na włos trafiły waftersy i kokony, które występują w bogatej ofercie kolorystycznej i smakowej. Co do waftersów to już podczas sprawdzania prezentacji przynęty w pojemniku z wodą wiedziałem, że będą działać na ryby. Ciekaw byłem jednak kokonów, do których na początku podchodziłem ostrożnie.
Jest pierwsza ryba. Wspaniały golasek!
Nie chciałem łowić na dwie wędki dlatego „skakałem” na dwóch liniach żonglując przynętami. Raz na włos trafiał wafters a raz kokon. Zacząłem od kolorów pomarańczowych i żółtych, ale to różowe przynęty przyniosły mi najwięcej ryb. Celowo nie opisałem smaków, bo w mojej ocenie o tej porze mają one drugorzędne znaczenie. Wędkowanie było przyjemne i co ważne na dwóch odległościach notowałem brania. Z głębszego miejsca brały liny, a dalej na spadku buszowały całkiem przyjemne dla oka karpie. Większość karpi wybrała kokony, a waftersy bardziej smakowały linom i karasiom, których w wodzie nie brakuje.
Liny i karasie wolały nowe waftersy!
Te kilka godzin zleciało nad wodą momentalnie. Tak często się dzieje, jak ryby biorą dobrze a do tego pogoda dopisuje. Wyniki możecie zobaczyć na zdjęciach.
Kilka karpików było już bardzo przyjemnych.
Do następnego!
Tekst i foto: Marcin Cieślak