Kolejna, rzeczna przygoda przypadła na końcówkę grudnia. Jako, że nad wodą zjawiłem się w okresie świątecznym postanowiłem zwabić ryby pasującym do okazji przysmakiem – babką włoską, Panettone! Panettone to ciasto wypiekane tradycyjnie w okolicach Mediolanu. Przysmak ten serwuje się w okresie świąt Bożego Narodzenia. Dlatego właśnie zanęta Profess Optima o wspomnianym smaku Panettone trafiła do mojego wiadra. Dokładnie dwa kilogramy. Spożywka ma żółtawy, stonowany kolor. Pachnie wspaniale! Pozostało tylko sprawdzić czy spodoba się leszczom.
Dziś w wędkarskiej kuchni – babka włoska, Panettone!
Na wstępne nęcenie przygotowałem jednak nieco inną mieszankę. Ciemną, ciężką glinę z mrożonym robactwem. Kilkanaście wałeczków posłałem na 30 metr. Odległość była uwarunkowana małym „wsteczniakiem”, który odbijał od podwodnej tamki. Tamkę tworzyła rozmyta, podwodna ostroga i zwalone pod wodą drzewo. Wsteczniak tworzył rynnę, w której chciałem zapolować na zimowe leszcze.
Wałeczki na wstępne nęcenie z ciężkiej, ciemnej gliny.
Zanętę oczywiście dodatkowo zmelasowałem.
W obawie o zaczepy zmuszony byłem często pracować zestawem. Mogłem pozwolić sobie dosłownie na kilkuminutowe zaleganie koszyczka w łowisku, inaczej nurt przesuwał zestaw w zawady i kamienie. Mimo czujności i tak straciłem trzy zestawy. Cięższe koszyczki odpadały ze względu na miękkie dno i gwałtowne wypłycenie znajdujące się blisko mojego stanowiska. Wędkowanie utrudniał także silny, porywisty wiatr. Do tego momentami dość mocno padało. Nie spodziewałem się jednak lepszej pogody pod koniec grudnia.
Łowimy!
Do niektórych ryb lepiej wstać z kosza.
Przeciwnik już w podbieraku..
Pierwszy leszcz i od razu piękna, duża ryba!
Początek wędkowania był trudny. Przez pierwszą godzinę miałem tylko jedno branie na dodatek przestrzelone. Ciągła praca koszyczkiem przyniosła w końcu rezultaty. Pierwszy leszcz wziął za tak zwaną skórkę, ale branie było mocne. Potężny ponad dwukilogramowy leszcz wylądował w podbieraku. Drugi, nieco mniejszy trafił do niego chwilę później. Ryby się wnęciły! Niestety dwa następne leszcze, straciłem. Ryby nie dały przeciągnąć się na wypłycenie przez kant biegnącej pod wodą rynny. Czułem, że leszcze były duże i zbyt silne, aby dać się siłowo holować. Ciągła praca jaśniejszym, wyróżniającym się towarem nie pozwalała jednak na nudę. Po około 40 minutach ryby wróciły i dwa nieco mniejsze leszcze trafiły do siatki. Ostatni egzemplarz był największy. Duży około 3 kilogramowy leszcz wziął po 30 minutach. Wszystkie ryby brały za końcówkę pyszczka i zapięte były delikatnie, mimo pewnych brań. Dzień zakończyłem z 5 leszczami na koncie. Ryby po pamiątkowej fotce oczywiście wróciły do siebie.
Tym razem średniak.
Ryba dnia!
Jeśli chodzi o zestawy, najlepiej łowiło mi się 70 gramowymi koszykami zakończonymi metrowym przyponem z mocną 14-stką. Użyłem gotowych przyponów drennan super spade na fluorocarbonie.
Tekst i foto: Marcin Cieślak